Echa miasta
Codziennie zagarniają nas tak bezlitośnie
ręce miasta (do siebie, do siebie, do
siebie),
że milkniemy, bo to jest nasz powszedni
szantaż,
rzeczywistość, od której nie możemy
uciec
- nie chcesz - mówisz
- nie mówię, że nie chcę.
Na dachach znów wyrosły stalowe widłaki,
ich kłosy ciągną w eter sygnały komórek,
bezwiednie bezsensowne twarde werble echa,
tłukące jak dzięcioły w membrany
głośników
- wyłącz wieżę - mówisz
- nie wierzysz, że nie chcę.
Echo miasta, ta tłusta, szara wata smogu
zwilżana nieudolnie przedjesienną
mżawką,
podchodzi nas, osacza, jak spleen, jak
niepokój,
bluszczem zacieków żłobi filary
wiaduktu.
Nasz dom nam towarzyszy w tym sennym
seansie,
kurczowo zaciskając niewysokie okna.
Za późno. Już za późno. Błękit dawno
wyciekł.
Ścigacze na wiadukcie z rykiem gubią
ciszę.
Komentarze (6)
poezja
Lubię do niego wracać, piękny jest, i trafia gdzieś
głębiej - dopada razem z potworną tęsknotą.
Powiedziałbym wołanie i napominanie, lecz czy nie
późno? Czy kosmos to słyszy?
Czy kosmos jeszcze dyszy?
Cieszę się, że znowu jesteś na beju. Będzie więc z
nami poezja z wyższej półki. Jak zwykle mistrzowskie
pióro, wspaniałe matafory i przekaz... o
niszczycielskiej cywilizacji i ginącej naturze.
Witamy.Musisz powrócić w Gorce...:)+
w coraz lepszej formie - metafory z wyczuciem (niegdyś
odnosiłam wrażenie ich nadmiaru w Twoich wierszach) -
ten jest kolejnym, który mnie zachwyca.