Elegia
Idę i widzę gruzy spopielałe.
Myslę jakie były dawniej wspaniałe,
kiedy je z miłosci budowano
i echo radości w nich rozbrzmiewało
Zatrzymuję się. Do ręki papier spalony
biorę i oglądam. Czytam z niego, choć krwią
jest splamiony,
wersy wiersza lub pieśni przez żołnierza
napisane.
I choć przerywane, zszarzałe, splamione i
podpalone - dalej zrozumiałe.
Czytam: "Chociaż zginę to się
odrodzę..."
Dalej krople krwi. Do następnego wersu
przechodzę:
"I będę krzyczał: Wiktoria! I niech będzie
pochwalony..."
A koniec przez ogień jest strawiony.
Czytam dalej: "Wróć mi życie, pomóż w
walce,
do ciężkiej, śmiertelnej broni przyzwyczaj
palce.
By już się więcej nie wachały
tylko śmiało, za lepki od krwi i zimny od
stali, spust pociągały..."
Reszta sercem żołnierza zalana, trochę
popalona.
Ale dolna część kartki, niby cudem
ocalona
głosi słowa dumne i wyniosłe:
"Chociaż zginę, to powrócę w wolności czynu
i w wielkim słowie".
Komentarze (2)
Bardzo patetyczny .... przypomina mi wiersze wojenne,
powstańcze .... już dawno nie czytałam czegoś takiego
witamy w Bejowej kompanii....swoja elegią dobrze
zadebiutowałeś....powodzenia...