Feston
mam ochotę robić florkolaże z tragedii:
ponaklejać zdjęcia na elewację. nic
dobrego:
łańcuchy znikające w dołach wraz z psami
błyszczące budy świeżo opuszczone przez
lokatorów, których skrył niegościnny
piasek
i inne horrenda, współbrzmiące z zaciekami
białej
farby, tworzące jeden, szorstki i
niezgrabny
rytm - soku, który tętni w kwiatowej
łodydze
strużki piwa wędrującej w górę wewnątrz
słomki
dziecko, które miało wyrosnąć ze mnie
ciągle znajduje się wewnątrz. podarło
bilet na samolot z mchu
nie chce lecieć w świat, mierzyć go
ekierką i kalkulatorem, zapisywać liczby na
dłoniach
by po ledwie minucie- zmazywać śliną
tu jest mu dobrze. ma wielu przyjaciół
leżą równie płytko, dotykają dłońmi.
łapami.
kilka ogniw wrosło każdemu w kark
kto by opuszczał jasny, pulsujący domek?
Komentarze (4)
Florek tak nazwałem bardzo małego kotka, którego
znalazłem w kwiatkach :)
A skojarzyłem z słowem florkojada :)
Fajny wiersz, pozdrawiam :)
bracia mniejsi...
no pewnie...
fajnie by było móc zostać dzieckiem na zawsze (ale to
doceniamy dopiero po osiądnięciu dojrzałości)