Fredrykowskiego przygody...
Rączki całuję Paniom, zaiste,
choć me intencje zazwyczaj czyste,
to jednak dzisiaj, posmak luksusu.
Ważne by pragnąć - nie robić z musu.
Przeto zapewniam, mimo złej sławy,
że ze mną zawsze dobre zabawy...
Pamiętam ongiś w wuja alkowie -
Fredry znanego - każdy to powie -
działy się sprawki z mojem udziałem.
Było to wtedy, gdy jeszcze ciałem
mogłem się chwalić gładkiem jak jedwab.
Pierw było skromnie, zaledwie jedna -
lecz, gdy ta wyszła z rumieńcem chwały
przypędził orszak dzieweczek cały.
Oj było było, działo się działo -
Dlatego mówię, dbajmy o ciało.
I niech nam darzy Marija Santa,
by można życie wieść bonwiwanta.
Nie są to mrzonki, sny marzyciela -
byt to na jawie - weźmy Aniela...
Przyszła niewinnie, jak cna niewiasta.
Z dworu przyniosła po balu ciasta.
Że niby tak ot, zwykła wizyta.
Placka nie tknąłem, ale kobita... -
pieprz i wanilia w jednej postaci.
W takich wypiekach człek się zatraci.
I żadne inne piaskowe babki
nie wywołają tej u mnie chrapki
co ta Aniela, co przyszła z dworu.
Nie chcę nikomu popsuć humoru,
przeto już temat zmienię na Józię.
Pomnę ja tamte krótkie podróże,
gdziem po zajazdach bywał ukrytych.
To wtedy Józia. No, wzór kobity!
Powiadam cudo! Co za walory! -
tam i gdzieś, ówdzie -
zdrowy powstałem, choć byłem chory.
Wiesz Waszmość, wtedy bida i nędza.
Już z karczmy wołać spieszyli księdza
i ona, Józia, znikąd wniknęła.
W minutę znikła ma influenca,
kiedy ta szelma mną się zajęła.
Uważasz, Waszeć, na tę kurację?
Z grobu podniosłaby umarlaka -
w taką to przy tym wpadła wibrację,
niczym maszyna parowa jaka.
No przypomnijże, Waszeć, imiona! -
no ta przesławna dzisiaj Rakieta -
ta... niejakiego imć... Stephensona.
Taka w chorobie tylko kobieta!
Z uwielbienia dla A. Fredry.
Komentarze (10)
Z zazdrością spoglądam na gładkość tekstu i nie
tylko:))))
Dziękuję Wszystkim za przeczytanie.
DOBRANOC Państwu, jak powiedziałby Jan Kobuszewski.
Suuper, bravissimo!
:))
Dziękuję za uśmiech i lekkość wiersza, który chciałoby
się czytać i czytać.
:)) Dzięki za okazję do uśmiechu.
Miłego dnia:)
Pozostając w ironicznym tonie Twojego wiersza,
pierwszą strofę przypisałbym pewnemu prezesowi. Wiersz
lekki, przyjemny w odbiorze. Przecież nie zawsze
trzeba pisać poważną lirykę. Takie właśnie wiersze
potrzebne są w dzisiejszych szarych czasach.
Udanego dnia.
Chapeau bas! ( czy jakoś tak) - osobiscie - moge
niestety - co najblizej - czery kroki za Ewą... - tak
wiez ( z dystansem obowiazującego póltora metra -
powtarzam: jesteś - Wielki!
(I mowią,ze poezja jest nieciekawa...) - Predatorze (
i Boze drogi) - dzialaj! - i daj nam wiecej (takich
jak Ty:))
Z przyjemnscią cudownego wiersza - serdecznie
pozdrawiam:)
:-)
:-)))))))))
I rumianek - pierw rum, a po nim Janek.
Ale to tylko takie nieważne spojrzenie na uleczenie
kobity z choroby ;)
Ale Ty, noo...jesteś Wielki!
Uśmiechniętych nocy i dni, Predatorze :-)