galopem w butach życia o numer...
zbliżało się ku końcowi ciąży, gdy
rozmyślanie
nad znajomością dotyku przerwał ssący
ból.
świetlna postać zniszczyła bezpieczną
skorupę.
potem już tylko spacer dotleniający pod
rękę z celem,
gdy oprowadzało mnie życie po ziarnistym
padoku,
przed kolejną gonitwą z imionami
obcobrzmiących
osiągnięć. z czasem coraz lepiej wyczuwałam
teren,
rozumiejąc co leży na wznak w ludzkiej
naturze.
dopóki tonę będę się chwytać brzytwy,
wynurzenia są jak nałóg z końca ciąży.
oddech podaje dłoń, gdy chwytam siłą woli.
trzeba zjednoczyć się z bólem,
by wykarmić chudą duszę
ponadludzkim wynalazkiem.
Komentarze (8)
Jak za duże to spadają, a mnie też zawsze życie
spadało. I karmię moją chudą duszę a ona stale głodna.
Wiersz można interpretować różnie. Nie mogę się
zdecydować czy głosować za opcją Twojej własnej ciąży,
czy momentu Twoich narodzin...? A może ani to, ani to?
Jak by nie patrzeć, zawsze jesteśmy rzucani na głęboką
wodę i trudno mówić o przygotowaniu do życia...
Z biegu nie dociera, trzeba usiąść, uspokoić zegar i
analizować, wczuć się, rozpracować - wyższy poziom.
wiersz dający do myślenia. mam nadzieję, że tak samo
jest z reszta Twojej twórczości, którą zamierzam
poznać głębiej. od zaraz! :)
Nadając taki tytuł swoim myślom oddałaś ich głębię...
twój wiersz zmusza do analizy i refleksji.....
lubie pomyśleć i spojrzeć głębiej w mysli
autora....pozdrawiam...
lubię wiersze nad którymi trzeba pomyśleć...i taki
jest waśnie Twój wiersz bardzo dobry...ciekawe
porównania...
Metafory tak głębokie,zdania pełne kontrastów.Bardzo
ciekawie...