gdy kwitły kasztany
spotkałam go letnim
popołudniem.przypadkiem.
dawno opuścił nasze strony. trochę się
zmienił. jednak nadal nosi dżinsy, włos
zmierzwiony i flanelową w kratkę.
i ta błękitność spod brwi czarnych
wciąż niecierpliwa. niewygasła.
i ten podbródka ostry zarys - odpowiedź
mi na ustach zaschła,gdy pytał,
czy pamiętam jeszcze
maturę,sady i czereśnie.
kiedy znienacka dotknął dłoni
ot, tak po prostu, od niechcenia,
poczułam jakby ktoś zadzwonił.
znów odezwały się wspomnienia.
Komentarze (37)
Ale piękny, wspomnieniowy wiersz. Poczułam dreszcze.
Moc serdeczności:-)
Śliczny wiersz,pozdrawiam
I to był on ten pierwszy raz i to zostaje jak w sercu
ślad
Piękny wiersz.
Miłego dnia :)
Ehh... jakie to delikatne, młodzieńcze...
Kiedy tak było...
Za Lotką :)
Pozdrawiam Szatynko :)
Pięknie...