Gdy miłość odchodzi. Proza.
Kochani, wszystkim Wam: zdrowych i szczęśliwych dni w Nowym Roku :)
Nadeszła noc. Księżyc zamknął się szczelnie
w swojej komorze, zapuszczając gęstą
zasłonę z chmur. Zimne, niegościnne
bezksiężycowe noce sprzyjały temu, by
wspominać. W pamięci odżywały zarówno
przyjemne, jak i przykre chwile. Miała
wtedy wrażenie, jakby stała pośrodku mostu
między przeszłością ,a teraźniejszością.
Chciałaby dotrzeć na drugi brzeg,
jednocześnie bojąc się, że zbyt daleko
oddali się od tego
pierwszego. Raz po raz rześki powiew,
wzbudzony nadzieją, niósł tryumfalnie ducha
ku przystani, by po chwili
przeciwny wiatr wiejący od lądu odpychał to
złudzenie. Uczucia te były niepokojące,
ciałem wstrząsał dreszcz.
Czuła się wtedy, jak dziki , oszalały ptak,
łamiący własne pióra, miotając się w sieci.
Ciągle, całe jej serce było jego, choć los
odsuwał ich od siebie na zawsze. Nie
telefonowali do siebie, gdyż oboje
wiedzieli, że wtedy byłoby im jeszcze
trudniej. Byłoby okropne słyszeć umiłowany
głos, a potem odłożyć słuchawkę. Drążył ją
jednak nieustanny smutek, chwilami
prawdziwy szał tęsknoty. Twarz jej zaczęła
przypominać zgaszoną
lampę, czekającą, by ją ktoś znowu zapalił.
O świcie, gdy noc odchodziła i nastał
pogodny, cichutki poranek,
bardzo mroźny i z wygwieżdżonym niebem,
zasnęła niczym kamień rzucony do stawu.
" W życiu jak w powieści, wszystko zatacza
koło" Paul Cook
Tessa50
Komentarze (18)
Wszystkiego co najlepsze Tereniu:)
A i wszystkiego dobrego w Nowym Roku:)
Bardzo smutna proza,trafnie oddaje klimat po
rozstaniu.