Gdy świt nastaje..
Pocałunkami odmierzone
centymetry ciała ,
piękna zaklętego
atłasem skóry ,
zapachem , smakiem ,
wrażliwością...
świadomością bliskości
i jedności...
Z ustami wpijającymi się
żarem , namiętnością ,
szaleństwem...
otulonymi gorącem ud
drżących..
płomieniem...pragnieniem...
i...już nic...
nic ponad to...
W ciszy serc
szaleńczo bijących ,
szczęśliwych wyczerpaniem
zastygam w bezruchu ,
zniewolony promieniem słońca ,
pieszczącym piękno
falującej piersi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.