GDZIE JA BYŁEM
Gdzie ja byłem
Jak słup telegraficzny prosta droga
Nagle jak drut, na zawsze skrzywiona
I znów składam puzzle życia
Jak dziecko składa ziarna pisku
Przecież sam jak dziecko jestem
Stoję na baczność sam
W niewidzialnym szeregu
Z uśmiechem na ustach
Czyżby ziścił się mój sen?
O czym niby?
Może o wolności, a może
O miłości . . .
I znów mnie nachodzą wątpliwości
pieprzone
Których tak bardzo, prawie z całego serca
nienawidzę
Prawie, bo jeszcze kawałek na inne
rzeczy
Ale w końcu człowiek nie zna człowieczej
podświadomości
Paradoks. Człowiek chce poznać wszystko
wokół
Lecz, tak naprawdę sam siebie nie zna.
Próbuje je wyrzucić jak wielki woźny
czas
Sprząta świat
Schowam je gdzieś głęboko
Będę udawał że ich nie ma
Podświadomość jest na każdy kąsek łakoma
Musze spróbować to poukładać
To nic że półka jest za mała
Wcześniej czy później, znowu cos spadnie
Może nawet cała półka
Wszystko zacznie się od nowa
Pokochałem – dalej się nie liczy . .
.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.