Gdzie sny, gdzie my, gdzie...
Rysowałam Ciebie snami, łzami malowałam,
mgieł najczulszym aksamitem ciało
ubierałam,
a gdy oddech dałam w darze, istnieniem się
stałeś,
kawałkami serce swoje w Tobie
poskładałam.
Gdy oddałam już marzenia, gdy jawą
zadrżałeś,
bez pospiechu, pewny siebie w świat
powędrowałeś,
tam szukałeś szczęścia swego, we łzach
pozostałam,
gdyś Ty błądził, ja nadzieję tylko w sobie
miałam.
Czas mi rany pozasklepiał, utulił
zwątpienie,
zaprowadził martwą duszę na uprawną
ziemię,
i nakazał zmartwychwstanie co już
pogrzebane,
co się zdało w martwym sercu na zawsze
oddane.
I wróciło z mrocznych dali promieniem
radości,
zajaśniało ogniem w oczach, płomieniem
miłości,
dzisiaj sercem patrzę w życie, ty smutek
kosztujesz,
gdy pragnęłam, Ty odszedłeś, a teraz
żałujesz.
Komentarze (1)
Sylabotoniczny 14-zgłoskowiec (8+6) i tak pięknie
spisana treść. Czytam i ... podziwiam. Żałuję, że w
tym miesiącu nie mogę już polecić do tomiku ...