gdzieś między Piłsudskiego a...
czas uciekał spod stóp jak stopnie
lawirowały pomiędzy krokami
zdążył jeszcze pomyśleć że ewoluował
i oto jest ptakiem
a wtedy skrzydła zrzuciły balast
może to tylko sen
a może jest nim wszystko
spróbuj utrzymać dystans
tak żeby nie było nas za dużo
w przestrzeni wyznaczonej na obecność
są jeszcze inni a to zobowiązuje
do systematycznego kurczenia się w sobie
aż w końcu znikniesz mi z oczu
na którejś z ulic przebiegających nocą
przez pokój
wszystkie noszą znajome nazwy i obco
brzmiący tłum
lepiej zamknij okno
zanim wyprowadzą nas z ról
zanim od neonów i lamp zajmie się sufit
Komentarze (9)
Ciekawy i jednocześnie smutny wiersz.
Bardzo interesujące, pozdrawiam :)
Dziękuję:)
Puenta i ostatnia strofa - najbardziej; poruszasz
wyobraźnią. Tylko tytuł jakby niedokończony.
Jak dla mnie dobry i smuntny wiersz, o oddalaniu się
od siebie,
braku porozumienia, a to kurczenie może jest
spowodowane dominacją jednej ze stron, nie wiem?...
W każdym razie chciałabym tak umieć pisać.
Dobrego wieczory Daisy życzę :)
Odbieram "po mojemu". Nie wiem, czy zgodnie z
zamyślonym przekazem, ale w "moim odbiorze" jest celny
obraz.
Część fraz - świetna.
bardzo mi się podoba - podzielam zdanie Dorotek
świetne, bardzo obrazowe, podobają mi się nietuzinkowe
metafory i pośpieszność wyrażania wrażeń :-)
Gdzieś na skrzyżowaniu świateł pod stołem,
On jakby pochrapuje i kawałek mnie gołej.
Pozdrawiam Daisy, zajmująco a to dla mnie wystarczy.