Georg Trakl
płoną kandelabry zamącone knieje
słychać tętent drzew i szelest niczyi
żołnierz niemy stoi , zmętniały,
topnieje
sznur jak wąż mu pełznie po wapiennej
szyi
i kusi aby zerwać ostateczny owoc.
Wtem Rękę wyciąga ta Pani z jeziora
A drugą Bóg z fresku, siłują się o
Potargane pióro, stosina stężona
Despiralizuje w krystaliczną noc
i dopełnia wiersz wyjściem, którym trze o
twarz.
srebrne ostrużyny sypią się na niego
on wie, że to koniec i ręce unosząc
już gałęziejące otwiera swe wieko
a sina rysa wargi dopowiada: amen
Znajdą go gdzie indziej, inaczej, nie
ważne
Bo on świat wznosząc na oczu wysokość
Potrafił od razu, na niego nie patrzeć
Wprost.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.