Gevangenis czyli klinika pod...
wyprowadzony z terapii jezusek-gdy patrze
w formie pomocnej jak zakładka w tomiku
wschodzi po płytkach unosząc w powietrzu
stopy
trzema krokami odległy o prędkość własnych
myśli
spowolniona reakcja na dotyk przeraza
najbardziej
poddaje w wątpliwość istnienie łyżek i
plastikowych talerzy
zastępując te przedmioty codziennego nie
– użytku
agresywnym zamykaniem powiek i chęcią
obłędu
powrót wydaje się być najprostszym
rozwiązaniem
i te depresyjne żaluzje - świadkowie w
procesie
nieustannej gradacji z każdym dniem coraz
mniej- jego
schizofrenia odludnych świadomości –
tężeje w oczach - to prawda co mowia o
ziwerciadłach duszy
pośmiertnie przed zgonem jak typowy amarant
miedzy nimi – ten punkt wzajemnego
przyciągania
wzajemnej ciszy stawianej niepewnie słowem
na granicy rozmowy ukrytej w gęstym od
myśli pokoju
po cienkiej linii – śladami
fotografii
Pamiętasz? – nie pamięta –
jałowy jak gaza
a ja z pierwszej łapanki–chce
wyjechać
wcześniej
kompletnie nic z tego nie rozumiejąc
Komentarze (7)
Wiersz w moich klimatach, przemawia. Fajne metafory,
Korneliusie :). Pozdrawiam serdecznie :)
Wiersz rozumię po swojemu ale jednego komentarza
nie.:))widzę tu jakiś bunt..+pozdrawiam
Doskonały tytuł - świetny klimat - pozdrowionka
cieplutkie :)))
A mnie się wiersz podoba. (+)
gdy brak kontaktu słownego a zamiar jest w powietrzu
i zawsze intuicyjnie pewny nagle człowiek czuje się
jak w klatce osamotnieniu
Ekstra opisany stan i wrogość Dobry wiersz
!Pozdrawiam z wiosną :)
myślę, że spokojnie możesz zacząć od małej litery.
"zwierciadłach"- literówka. brakuje kilku ogonków,
ale to drobiazg. tekst dobry, ale zmartwiłam się.
pozdrawiam ciepło :)
z odniesień rozumiem ,że zamknięty jesteś sam w
czterech ścianach jak więzień Alcatraz, lub
holenderskiego Texel i w buntu pożodze chciałbyś uciec
i fantazji popuszczasz wodze( ona niczego się nie boi)
- ty , owszem ; schizo i paranoi.