W głębi płynnego lustra
W głębi płynnego lustra,
gdzie widnieją szare okna,
gdy na podwórzu już świta,
a purpurowe chmury toczą się
nad szeleszczącym strumykiem
przez maleńkie drewniane drzwiczki
wlatują szkarłatne motyle.
Nie chcę jej budzić
Niech śpi
Z okien widać wszystko
Czego oczy nie widzą
Były one tu zawsze
Lecz dlaczego, sam nie wiem?
Nie chcę jej budzić
Niech śpi
Pamiętam jak twoje serce łakomie
pochłaniało
każde dźwięczne słowo nadwornego starca
co Karłem żądał się nazywać,
by maluczkim narodom baśnie opowiadać,
lecz odszedł któregoś dnia
pozostawiając po sobie
tylko dzbanuszek z miodem
i stare zwoje z runami
W głębi duszy widziałem
wasze myśli szumiące jak morskie fale
i słowa jak pocałunki na pożegnanie,
lecz wolałem tu pozostać
i wpatrywać się w migoczące obrazy
utkane ze słonecznych korali
***
Nie pamiętam, kim byłem
i dlaczego tu jestem
Nie pamiętam też dlaczego zapragnąłem
Pozostać tu i czuwać nad nią,
drobną schorowaną istotką
Pozostać tu i czekać
aż się przebudzi ze snu
Komentarze (3)
Niezwykła opowieść, jak zaczarowana baśń... Podoba mi
się nastrój wiersza- tajemniczy a jednocześnie barwny
pełen rożnych rekwizytów
Tematyka nadzieja, a więc oczekiwanie i nadzieja na
przebudzenie " drobnej chorej
istotki" . Zastanawiam się kim jest owa istotka...
Pozdrawiam ciepło:)
Czarowny - to jedno słowo przyszło mi do głowy po
przeczytaniu.
bardzo ciekawy wiersz i z plomyczkiem nadziei
pozdrawiam