Głębia nocy gwiezdnej
Widok z okna
Szyby tafla mokra
Spocone chodniki wiosenne
Pierwsze kałuże
Skąpane w nich szare wróble
Koty dachowce
Chude dumnie
Wędrują po deszczu
Wilgotne
Ciągły pomruk rynny
W bezgłosie poranka
Pomysł na kolorową impresję
Dnia dzisiejszego
Odtańczę z rana tango
Ze słońcem nie ubrana
Zapukam paznokciem
W kryształ mokry
Niech otworzy się
Marzeń brama
Potem pożałue
Spełnionych fantazji
Podniosę z ziemi
Pióro lekkie
Napisze
Czerwonym atramentem
O radości i spełnieniach
I z tego przesytu
Będe modła się zestarzeć
Prześcignę
Nie potrzebną
W myślach trwogę
I tak do wieczora
Wyssam cały atrament
Aż przemokną
Latarnie na drodze
Pomaluje ustami
Na granatowo niebo
Statkami z papieru
Na jeziorze szmaragdowym
Puszczane okręty
Zapełnią
Odbiciem kosmosu
Płaszczyznę
Głębie nocy gwiezdnej
Tak byle bo późnej nocy
Ciszy zaklętej
W nieskończone mokre odmęty
Aż zaświta
W okna poranna rosa
I od nowa widok z okna...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.