O głupocie... i autobusie :)
Dla Maćka, którego minęłam, zapatrzona jak w transie na godzinę odjazdu następnego 115 :)
Idę sobie wzdłuż Kartuskiej,
w swoich myślach pogrążona.
Mijam stary plakat z Tuskiem,
myśląc czym na 115 spóźniona.
Pożerając baton "Grzesiek",
wnet przyspieszam hardo kroku,
toż to przecież mój autobus
pojawił się na wiodoku.
Otóż szybkim krokiem idę,
czekoladą upapkana,
widzę jak autobus staje,
myślę "Zmiłuj się!" do Pana.
Myśl ta widzę zadziałała,
pojazd stanął ku mej trwodze,
we mnie radość zapałała,
jeszcze zdążę szybko dobiec.
W rozgardiaszu lekkim krokiem
mijam tłum tak jednolity
w szybkim pędzie mrugam okiem
idzie ktoś niepospolity.
Skąd ja tego kogoś znam,
czarny płaszcz, ten uśmiech, glany,
swoim "cześć" powiedział sam,
toż to Maciek, brat kochany.
Oj ja głupia, ja nieszczęsna,
znowuż przyspieszyłam kroku,
sytuacja tak nieczęsta,
a ja znikam mu z widoku.
Do pojazdu wnet dobiegłam,
ludzi pełno a ja swoje.
Widzę, żem tu nie potrzebna,
weszłam, miejsce moje.
W autobusie zatłoczonym,
myślę, jaka głupia byłam.
Że nie biegłam w inną stronę
i na szyję się nie rzuciłam.
Mogłam przecież trochę zmienić,
sobie przykład jakiś dać!
A ja wolę się rumienić,
w autobusie sobie stać.
żebym następnym razem miała odwagę pobiecx w drugą stronę :)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.