Godności...
Jestem twój do śmierci,
rzekł mąż swojej żonie.
Nie minęła chwila,
nadszedł jego koniec.
A tylko żartował,
a tylko się pieścił.
Skąd mógł on przewidzieć,
koniec życia treści.
Zawsze tryskał zdrowiem,
i czymś , co jest zdrowe.
Teraz ma złożoną,
na zagłówku głowę.
Wygląda pociesznie,
choć mu nie do śmiechu.
Odszedł nie dostawszy,
rozgrzeszenia z grzechu.
Jaki to jest grzeszek,
gdy kochamy żonę.
Śmiesznością zaś większą,
zgon nad żony łonem.
Miejcie na uwadze,
powyższą historię.
By nie zmienić w klęskę,
nadchodzącą glorię.
Prężymy swe członki,
czynimy godności.
A smutno kończymy,
akt pięknej miłości.
Komentarze (5)
nie przewidzimy w jakiej pozie zemrzemy, czasami może
i bez godności
"Jestem twój do śmierci,
rzekł mąż swojej żonie.
Nie minęła chwila,
nadszedł jego koniec." - czemu tak się dzieje?
Och, przezorny zawsze poucza każdego, by się nie
zdarzyło - dla jego bliźniego.
"Twoj do smierci"Jakze czesto po smierci jednego z
malzonkow drugie uniera z tesknoty.Pozdrawiam Cie
serdecznie.+++
Zapewne wielu mężczyzn pragnie zakończyć życie w
ramionach swej żony - najlepiej razem! Tylko tak się
nie dzieje.
Miłego dnia