Godzinę temu
Kiedy cienie słały ci
Pościel białą, stado mew
Kiedy słońce słało ci
W pozdrowieniu bogów krew
Kiedy byliśmy młodzi
Kiedy piersi pełne lat
Zwiędły tak, jak więdnie kwiat
Kiedy zwiędła duma ciała
Cóż mogę ci rzec
Wreszcie poznamy miłość
Kiedy odszedłem, pamiętasz
Szukać Boskiego oblicza
W odległych galaktykach
Ty byłaś mi głosem przez biliony mil
Byłaś mi Słońcem w wieczystym półmroku
Wszechświata Ojców
Pamiętasz ten brzeg, trzcinowe wołanie
Sen zapadnięty w koce na sianie
Szczęście płynące z bliskości ciał
I słodki bezruch, istnienia na chwilę
wyblakłe
Nie było potrzeby, by zepsuć tę chwilę
Zwiotczałym taktem
Odbierać sobie Świętość momentu poznania
Kretyńskim rytmem, rozkoszy jęk
Nie mógł zabrać nas wyżej
Pisaliśmy karty własnymi dłońmi i własną
krwią
Byliśmy młodzi, pamiętasz
Tonęliśmy martwi w mętnym omdleniu
Byliśmy młodzi godzinę temu
Teraz słyszę solo z Marooned
Mój przeszczęśliwy pogrzeb utkany z nut
Teraz nie wierzę, w co piszę
Teraz nie wierzę, w co słyszę
Teraz nie wierzę, zabrali cię
Teraz odchodzisz ubrana w mgłę
Jak zawsze chciałem
Komentarze (4)
Poruszający wiersz,bardzo mi przypadł do gustu,każde
słowo. Pozdrawiam.
piekny ...ale to juz było ...a teraz co jest
...pozdrawiam
Piekny,wspanialy to malo.Wiersz jest
rewelacyjny!Cudownie om pieknej,minionej milosci.
Bardzo mi się podoba, a momentami podchodzi nawet pod
erotyk :) Ciekawy +