godziny samotności
dziś
4:30 rano
budzę się delikatnie podnosząc powieki
przesuwam dłonią po atłasie prześcieradła
zbrukanego Twoją rządzą
napotykam na nicość...
wczoraj
22:43 wieczór
szarpałeś mnie niczym rzecz
dotykałeś niczym swoją własność
kalałeś łono me twym językiem
ból na nadgarstkach jest nie do
wytrzymania
ale gorsze jest rodzarcie wewnętrzne
rana, która nigdy się nie zabliźni...
jutro
0:00 noc
patrzę z góry na uśpione miasto
moje włosy zmierzwił zimny powiew wiatru
skóry dotknął dreszcz
łza musnęła mój policzek
zostawiając po sobie mokry ślad rozpaczy
postąpiłam krok do przodu
zapomniałam o wszystkich godzinach
samotności
z Tobą i bez Ciebie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.