Gołębie (w) pokoju / prozą pisane
Karmimy gołębie - my - miastowi, wrażliwi,
dobroduszni, pełni empatii i zachwytu dla
piękna natury; kochający każde ogniwo
pokarmowego łańcucha w naszym wysoko
rozwiniętym ekosystemie...
Karmimy gołębie, bo to przecież symbol
pokoju! Wzlatują wysoko, wolne,
nieograniczone, gruchające i furkocące na
prawo i lewo nad naszymi głowami...
I nagle - gruchnął jeden - w samo sedno
naszego czerepa, pod którym ta empatia,
wrażliwość i myśl wzlatująca wbrew naszemu
sposobowi poruszania się nisko, po/przy
ziemi...
Cóż za nietakt! Nas, niekwestionowanych
władców globu, zwyczajnie obfajdał jakiś
gołąb, auć!
Coś mi ta sytuacja przypomina... Jest
świeża, niczym gołębie guano lądujące na
łysinach, koafiurach, nakryciach głowy
gołębich karmicieli.
Do rzeczy - rzućmy gołąbkom pokoju kaszankę
wyborczą (bo kiełbasa to przeżytek, więc w
efekcie cywilizacyjnego rozwoju należy
tradycyjną karmę wymienić na nową). Konia z
rzędem temu, kto nie zaobserwuje, jak nagle
zaczną fajdać po pokoju, kuchni,
sypialni... Wystarczy uchylić okno. Mąż
pokłóci się z żoną, żona patelnią
potraktuje męża, dzieci napyskują...
Sąsiedzi, po krótkim okresie sekundowania,
dorzucą kilka krótkich i długich... fraz na
temat kaszanki, gołębi, dzieci, żony,
męża... Upsss, partnera i partnerki,
dotychczasowego ulubionego sąsiada,
sąsiadki... Przeniesie się wkrótce cała ta
menażeria na ulice, nad którymi stada
żarłocznego ptactwa oddadzą to, czym przed
chwilą zostały nakarmione....
Ale dość już tej alegorii, bo alegoria to
przeżytek literacki. Przejdźmy do
naturalistycznego turpizmu, nawiązującego
do okoliczności demokratycznych, wolnych,
tajnych, etc... wyborów.
Skoro “tajne” (fonetycznie zbliżone do
“fajne”), milczałam jak grób w kwestii
obstawianych przeze mnie “koni”, “chabet”,
czy “starych szkap”; “ogierów”, ewentualnie
“klaczy”. I nadal przemilczę, bo... to moja
sprawa, kto mi pasi, a kto nie. Nie należę
do żadnego sztabu wyborczego, partii, ruchu
lub bezruchu i wolna sobie jestem, i
tajność wyborcza jest moim przywilejem,
którego bronić będę jak niepodległości, aby
mnie coś nietolerancyjnego nie obfajdało w
przypływie sarmackiego zacietrzewienia
(choć tu nie o cietrzewiach, a o gołębiach
być miało).
Nikt mi tutaj, jako istocie wolnej, nie
wzbroni obserwacji i refleksji dotyczących
gołębiej rzeczywistości, w której w
szczytowej fazie deklarowanej wolności i
demokracji, nie zabroni myśleć samodzielnie
i analizować istoty pięciu szczytnych cech
wyborów.
Ominę łukiem indoktrynacje i groźby
łajnowych bomb, ciskanych za karę, za
korzystanie z przywileju niepokorności
wobec bruzdy podziału narodu na dwa
zwalczające się obozy, walczące o kruszyny
kaszanki, na wzór alegorycznych,
sympatycznych gołąbków, które co i rusz
mają ochotę gruchnąć... adwersarza w
czerep, albo między oczy, w imię mniemanej
wizji demokracji, śród okrzyków: “peace &
love, rodacy!”, bo “zgoda buduje, zwłaszcza
ta zgoda ze mną i tylko ze mną”.
Na tym etapie niniejszej notatki pojawiły
się już gołębie, cietrzewie... a tymczasem
na daszku, który widzę z balkonu,
przysiadły kawki i wrony. I jakby na coś
czekały... jak sępy, których nie
uświadczysz w naszej rodzimej menażerii?
Komentarze (4)
Co do klaczy i szkap, w ramach równych praw,
parytetów, feminizmów wystartowała jedna. I przeszkody
okazały się za wysokie, albo nie nauczyła się skakać.
Niech się darzy Eluś. :):)
Z przyjemnością przeczytałam
Pozdrawiam :)
Bardzo fajny monolog.
Mnie już nic nie zdziwi jeśli chodzi o WALENIE SIĘ
przedwyborcze..
Witaj.
Świetny i bardzo prawdziwy tekst,
bije w czerep i po oczach.:)
Pozdrawiam Elu, serdecznie.;)