Gość w dom...
każdemu miejscu przy stole
Nader rzadko piszę standardową poezję
liryczną. Ta twórczość ma u mnie chyba
charakter napadowy.
Po raz pierwszy zacząłem profesjonalnie
(zgodnie ze współczesną Ars poetica) pisać,
kiedy ukończyłem trzydziestkę, a w kraju
szalała wtedy zima stanu wojennego. Po raz
drugi i jak na razie ostatni, tuż przed
ukończeniem wieku Abrahama.
Za kilka lat kończę 70, a zatem może
przyjdzie czas na kolejny napad?! Tymczasem
zaproście mnie do stołu:
wizyta
przyjdzie do ciebie spuść wszystkie psy
będą się łasić
od progu
zdawkowe słowa przemieni w wino
wytworne klejnoty
w najczulsze spojrzenia
gdy drzwi mu otworzysz
zaproś obojętnie
może herbaty powiesz nie zdejmuj butów
posiedzi chwilę
wypuści z rękawa obłoczek motyli
bukietem konwalii
wystrzeli prosto spod serca
wskażesz mu drzwi
ulewę za oknem
ranne pantofle
poczekaj cierpliwie
pisze
wszelkim gościnnym progom
Komentarze (36)
Ja też tak przyjmuję gości i tak samo niechętnie, miło
lecz z dystansem. Pięknie i pozdrawiam.
Takie napady są wskazane:))
Fajny ten gość z obłoczkiem motyli
i zapachem konwalii,też lubię takie klimaty...
Te ranne pantofle też są dość wymowne, cóż dodać?
Po prostu uroczo:)
Serdeczności przesyłam:))
Gość w dom Bóg w dom świetny napad proszę częściej
Pozdrawiam:)))
Stanowczo lubie te Twoje napady, Klaterku. :)
Wygląda na to, że poeta zawitał w czyjeś progi. Miła
wizyta. Pozdrawiam.
/charakter napadowy/ :)) niech cię napada częściej,
podoba się ta wizyta poety-cka:) pozdrawiam