GRA
Błyska się, grzmi i rynny dławią się
nadmiarem,
Który zaraz się skończy. I podobnie
wieczór
Jeszcze dzień chce udawać, ale już gwiazd
parę
Jasno mówi, że koniec całkiem niedaleki.
Później noc będzie grała z czasem w małe
kłamstwa,
Żeby tylko nie minąć, włoży świtu skórę.
Lecz odejdzie wbrew woli. Jak inaczej
nazwać
Jeśli nie snem ponurym przemian tych
torturę.
Nie chcę, by mnie bolały dni i nocy
śmierci.
Nie bolałyby może, gdybym w nich nie
marniał
Daremnie wyczekując czułego objęcia.
A dni coraz mniej jasne, noc wciąż bardziej
czarna.
I z tobą lubię zagrać w nieszczęśliwą
miłość.
Każde nasze spotkanie może być powodem.
Przypomnij sobie słowa, których mi
skąpiłaś,
A innych obdarzałaś nimi mimochodem.
Więc twarz ci pokazuję pełną
melancholii,
Bo wiem, że tak wypada, rola tego żąda.
Pewien przy tym niezłomnie, że mi grać
pozwolisz
Przez stałą obojętność i spojrzenie
drwiące.
Może nawet w cierpieniu się udoskonalę
Tracąc zdrowie i ciała zbędne kilogramy.
To będzie tylko dowód nie miłosnych
szaleństw,
Ale kunsztu i sztuki godnych
podziwiania.
Na koniec, żeby dowieść jak się dobrze
bawię,
Na śmierć się zgodzę straszną. Ty już coś
wymyślisz.
Coś takiego, że serce krwią się czarną
dławi,
Coś takiego, że nagle musi przepaść
wszystko.
Miałem rację. Już nie grzmi. Czarny pył na
mieście.
Gwiazd nie widać przez krople, które na dół
płyną.
Gdyby mogły usłyszeć, wołałbym:
powiedzcie
Czemu grą jest i życie, i śmierć, nawet
miłość?...
Wiersz poprawilem na skutek uwag Czytelniczki, ktorej maila skasowalem, wiec teraz nie pamietam, komu podziekowac. Ale dziekuje bardzo i zapraszam do dalszej uwaznej lektury.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.