Grafitowe morza (rejs...
"Zwykłe fakty uszeregowane są w czasie, nanizane na jego ciąg jak na nitkę [...] Ma to swoje znaczenie i dla narracji, której duszą jest ciągłość i sukcesja. Bruno Schulz - Genialna epoka"
W kuchni Adeli luźno ze ścian opadają
tapety, niby fałdy płóciennych spódniczek,
może tafta? Błyskają kolana i pięty
w biegu przez morze kałuż, gdzie grafitu
smugi
brzeg wyznaczają płynnie. Ręka, ten kot
dziki
rzuca się, aby drapać, co ucieka przed nią,
do krwi, a potem martwe, nieruchome zwłoki
przyszpila jak w zielniku ołówkowym ostrzem
i oko w oko staje z koloru wspomnieniem.
Trzask. Trzask kolejny. Seria. Świst, co
zatrzymuje
w biegu donikąd. Ziemia kusi odpoczynkiem,
niebo kałuż i pięty lipcowych dziewczynek,
kolana, łokcie, wstążki, płomień świecy,
który
zwabił owady między szklane tafle. Teraz
powietrze pachnie ostro prochem (czy bez
może?).
Bez ulgi pełznie, odblask kobaltowej wiosny
otwiera nagle szyby, pełne ognia, lęku,
firanki jak na alarm wstają (skąd ta
wiosna?).
A potem nagła cisza. Wydrapuje w błocie
spłoszone, nagłe loty odjesiennych ptaków.
Drapie tak do ostatniej kreski. Potem
słyszy
śmiech dziewczęcy i wypływa szybko
na grafitowe morza
Elżbiecie Lipińskiej i Jackowi Dehnelowi http://www.literackie.pl/utwory.asp?idtekstu=1849&idau tora=91&lang= http://www.literackie.pl/autor.asp?idautora=11&lang=
Komentarze (1)
Jeden z bardziej intrygujących wierszy. Zmusza do
kilkukrotnego przeczytania. Taki trochę
niedopowiedziany. Bardzo ciekawy.