Halo, tu ziemia
Zamykam oczy.
Leciutko unoszę się do góry, czując
delikatny powiew wiatru, muskający moją
twarz.
Jestem lekka jak balonik i jak on lecę
zdana na żywioł- póki co łaskawy.
Opuszkami palców dotykam chmur, żeby ich
nie spłoszyć.
Słoneczko pieści moją skórę nieśmiałymi
promykami.
Zapach wiatru rozbudza moją wyobraźnię do
granic.
Nagle coś się zmienia.
Delikatny dotąd wiatr potęguje swoją moc,
staje się niemiły.
Słoneczko, które przed chwilą dało mi tyle
ciepła,jest oziębłe a chmurki, którym
przybiłam żółwika-wypięły się na mnie i
uciekły.
Wiatr wieje coraz mocniej, miota mną ze
wszystkich sił.
Słyszę w oddali jakieś głosy.
Wiatr szarpnął mną tak mocno, że z wielkim
impetem spadam na ziemię - to bolało...
Otwieram oczy, leżę obok łóżka.
Nade mną roześmiane buzie-
MAMO KIEDY OBIAD?
1.04.2011r.
Moim najukochańszym na świecie "bachorkom-potworkom".
Komentarze (3)
och te dzieciaki ;-) (myślę, że powinno być "póki")
pozdrawiam :-)
Uroczo i to przewrotne zakończenie. Z uśmiechem
pozdrawiam.
aniu ależ ładnie lewitujesz (póki co) to chyba proza,
tak? rozczuliła mnie końcówka:)) Cieszę się, że
poczytałam pierwsza.