Hamlet z Katynia
Stracił zmysły, stracił pamięć,
naćpany i pijany,
w śmierdzącym, spuchniętym kostiumie
przebudził się na skraju wilgotnego
lasu,
z nie zasypanymi jeszcze dołami,
w dali ostatni strzał.
Na kacu ze strachu przymyka oczy, szarpie
brode, przygładza włosy,
Las sie unosi, wiruję,
on opada do dołu,
na kciuku dziurawa czaszka, pacynka.
Sufler krzyczy, a może ze złości łamią się
piszczele żołnierzyków,
jeden taki się czołga, wije,
z przyklejonym do skóry mundurem, skórą do
kości,
co jakiś czas pęka mu żyła, tryska jad,
wewnętrzny trąd zżera jak u miss poloni.
Język bez oparcia zębów wydaje dzwięk.
Witaj mój synu, choć zgniłem a w mojej
czaszce hula wiatr,
to jeszcze raz ci to zagram,
szłyszysz jak cichną werble,
dzwięk oboju zakończył polowanie,
czerwone gwiazdki na czapkach się mienią
zdrada i rzeź, niektórych rozbawi.
I ty mój synu w niewiedzy się cieszysz choć
sam jesteś trup,
z uszu płynie trucizna,
zapuchnięte oczy niewidzą, krążących duchów
rodziny.
Jesteś jednym z nas utopionych w masie
ciał,
w przysypanym już dole.
Nasz prawda miała być zemstą
a oni wciaż trują halucynacją.
Komentarze (1)
bardzo mocny i przejmujący wiersz, życie nie zawsze
jest łatwe i piękne, o trudnych prawdach trzeba mówić
choć ludzie często wola mamić się kłamstwami, tkwić we
śnie dać się "truć halucynacją" czasami trzeba się
obudzić, by nas nie pogrzebano żywcem pogrążonych w
sterowanym śnie