Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Harcerka (odc. 11)

[następny fragment opowiadania]

-Czegoś szukasz, panienko? – zapytała. Ucieszyłam się, że ktoś zapytał po polsku, więc podeszłam jak najbliżej.
-Dzień dobry, szanownej pani! – odpowiedziałam. –Mam tutaj koleżankę, która mieszka w tym domu naprzeciwko. Podała mi adres, ale tyle w tym domu jest drzwi wejściowych i mieszkań, że nie umiem sobie poradzić, żeby odnaleźć właściwe.
-A to na pewno w tym domu? – zapytała, jakby z niedowierzaniem.
-Tak, to miał być adres Ceglana 1. Janka mi podała i przecież nie mogła się pomylić.
Kobieta rozejrzała się, po czym szybko podeszła do furtki jak najbliżej mnie. Spojrzała na mnie i spytała cichym głosem:
-Panienko, jakaż to Janka podała panience ten adres?
-Janka Lech. Znamy się z harcerstwa i chciałabym się z nią spotkać – odpowiedziałam i ze zdziwieniem zauważyłam, że kobieta jeszcze raz rozejrzała się w prawo i lewo i wyszeptała:
-Panienka wejdzie, ale powoli i spokojnie, jak gdyby nigdy nic – i otworzyła furtkę uchylając ją trochę.
- Panienka wejdzie, bardzo proszę, niech się panienka nie boi! – zachęciła mnie stanowczo tym swoim trochę teraz już głośniejszym szeptem.
Weszłam jakby z jakimś wahaniem i poszłam za kobietą, która nie odwracając się szybko przeszła tych kilka kroków i otworzyła drzwi do sieni domu na parterze.
-Niech panienka wejdzie, bardzo proszę – zaprosiła i zaraz jak tylko weszłam – zamknęła za mną drzwi.
W sieni były drewniane schody prowadzące na piętro domu, gdzie było jednak na tyle mroczno, że prawie nic tam nie zdołałam zauważyć.
-Lesia, zejdź no tutaj – krzyknęła w kierunku ciemnej przestrzeni na piętrze. – Lesia, chodź ino, ady szybko! – powtórzyła.
Zaskrzypiały jakieś drzwi na górze, a w tym momencie kobieta również otworzyła inne drzwi, na parterze, za którymi ujrzałam dość czyste i jasne pomieszczenie, zapewne pokój lub jadalnię.
-Proszę bardzo, panienka wejdzie i się rozgości – zaprosiła mnie kobieta. Trochę wahając się weszłam jednak do środka i wtedy zobaczyłam jakby mały salonik, w którym oprócz okrągłego, niedużego stołu na środku, czterech krzeseł wokół niego, przeszklonej komody i zegara na ścianie – zauważyłam od razu duży obraz Świętej Rodziny, dwie niezbyt duże fotografie jakiegoś żołnierza oraz figurkę Matki Boskiej, wiszącą na ścianie. Pod figurką stał wazon z kwiatami, a drugi mniejszy z czerwonymi różami upiększał stół.
-To mój mąż, mój Franek. Nie dane mu było wrócić z frontu, leży gdzieś na cmentarzu pod Łowiczem, gdzie wpadł ze swoim pułkiem pod ogień niemieckich armat. A to mój brat, Andrzej, poszedł także na front i po kilku dniach poddali się pod Radomiem. Od tej pory trzymają go w oflagu, gdzieś pod niemiecką granicą. Oj, ciężko, ciężko …
-Ty, mama, jak zwykle wspominasz tatę, przed swoimi i przed obcymi – rzekła z jakimś jakby wyrzutem Lesia, która akurat ukazała się w drzwiach.
-No, a jak, mam nie pamiętać twojego ojca? – ze zdziwieniem zapytała jej matka.
-Nie wiadomo, z kim masz do czynienia, a od razu wszystko byś opowiedziała od A do Z. Kiedyś sprowadzisz na nas naprawdę jakieś nieszczęście – utyskiwała córka.
-Oj, Lesia, nie bądź taka marudna. Idę zrobić herbatę, a ty zaproś panią do środka. Usiądźcie i poznajcie się, a ja zaraz przyniosę jakieś ciasteczko.

Lesia bez oznak entuzjazmu, ale jednak wskazała mi miejsce przy stoliku, żebym usiadła, a sama za chwilę też usiadła, tylko najpierw przesunęła firankę w oknie i poprawiła zasłony, być może dlatego, by nikt nie mógł zajrzeć do środka.
-Jestem Leokadia Zielińska, mama mówi na mnie Lesia – przedstawiła się i podała mi rękę.
-Jestem Maria Ptaszyńska, mieszkam tu niedaleko u jednego Niemca, gdzie pracuję jako służąca i opiekunka do dzieci - przedstawiłam się i wyjaśniłam, co uznałam za stosowne uczynić na początek znajomości.
-No właśnie, widziałam panią w parku z dzieckiem w wózku …
-Tak, to mój podopieczny, Ernst. Czasem mi pozwalają z nim iść na spacer, ale tylko do parku i po najbliższych ulicach. Nie mówię dobrze po niemiecku, więc nie uważają mnie za dobrą opiekunkę, ale przynajmniej na razie, póki Ernst jeszcze nie umie mówić, każą mi od czasu do czasu się nim zajmować.
-Więc nie jest pani Niemką?
-Mówmy sobie po imieniu, przecież mam chyba tyle samo lat, co ty. Jestem Marysia i proszę tak do mnie mówić. Tak, jestem ze wsi spod Skalińca i przysłali mnie tu do pracy, zamiast na przykład do Szczecina czy Drezna.
-W takim razie przepraszam, że cię podejrzewałam. Widziałam raz, jak szłaś w parku z tym swoim Ernstem i spadła ci ta twoja oryginalna torebka na ziemię. Jakiś Niemiec w mundurze policjanta podniósł ci ją i rozmawiałaś z nim przez jakiś czas.
-Tak, przypominam sobie, tak było gdzieś miesiąc temu, na początku sierpnia. To ta moja torebka, niejedno już wycierpiała przy mnie, ale ją lubię, więc się nie rozstaję. A policjant – rzeczywiście przechodził i skorzystał z okazji, żeby do mnie zagadać. Udałam, że nic nie rozumiem, co do mnie mówi, a przecież miałam na sukience przepisową literę „P”. Więc pewnie uznał, że nie ma co ze mną gadać, tępą Polką, i poszedł sobie swoją drogą i więcej go nie widziałam.
-Czyli pracujesz u tego Liedte, co mieszka tutaj niedaleko przy Cygance?
-Tak, dokładnie. Dali mi mały pokoik, służbówkę w oficynie kamienicy, najpierw wspólnie z panią Martą, co była kucharką, a teraz jestem tam sama. Moja pani ma już drugie dziecko, dwumiesięczną dziewczynkę Ingę, więc jest bardzo nią zajęta. Chcieliby zrobić ze mnie nianię do dzieci, ale ten mój niemiecki…
W tym momencie weszła pani Zielińska i wniosła na dużej tacy dzbanek z herbatą, filiżanki i talerzyki oraz podłużne, wypieczone ciasteczka, usypane na większym talerzu.
-Już jestem, już z wami usiądę i porozmawiam – zaczęła rozkładać filiżanki i talerzyki. – Nie mam nic do herbaty, więc nie podaję łyżeczek, bo po co, jak nie mamy czego w niej mieszać?
-Ależ mamo, zaraz przyniosę coś do słodzenia – powiedziała Lesia z uśmiechem - a ty rozlej herbatę do filiżanek.
I rzeczywiście, za chwilkę wróciła zbiegając po tych drewnianych schodach i trzymając w obu dłoniach słoik miodu i trzy srebrne łyżeczki.
-O, zapomniałam, że ty masz jeszcze miodek w tych swoich zapasach – roześmiała się matka i usiadła pomiędzy nami przy stole. – Bardzo proszę, panno Marysiu, proszę się częstować. Czym chata bogata, chociaż teraz już ta nasza chata całkiem niebogata.
Rzeczywiście, poczęstowałam się chętnie, bo wszystko ładnie wyglądało i pachniało i zachęcało do posmakowania. Herbata była bardzo bledziutka, ale posłodzona miodem całkiem mi dobrze smakowała. A ciasteczka, wypieczone prawie w ten sam sposób, jak u mnie w domu, były wyborne.
-Język niemiecki trzeba poprawiać i ćwiczyć, bo nie wiadomo, co nas wszystkich czeka – zaczęła pani Zielińska, lecz natychmiast przerwała jej córka.
-Tfu, tfu, tfu! Wypluj to słowo, mamusiu, bardzo cię proszę. Nikt mnie nie zmusi do uczenia się języka tych gadów, co nas tak gnębią i chcą skazać na wymarcie. Ale już niedługo wszystko się zmieni. Głupi malarz rzucił się na Moskwę, na pewno mu to na dobre nie wyjdzie – zawyrokowała Lesia.
-Teraz ty, córuś, mówisz niemądrze, choć nie wiesz, z kim teraz tutaj masz do czynienia.
-Już wiem – odpowiedziała Lesia. – Marysia jest uczciwą Polką i też nie zna niemieckiego, a to mi wystarczy.
-Przepraszam, że się wtrącę, ale chciałabym zapytać o moją koleżankę … - przerwałam nieśmiało.
-No właśnie, od tego możemy już teraz zaczynać, droga mamusiu – przerwała mi dziewczyna.
Spojrzałam na nią uważniej – wydała mi się ładną, drobną blondynką, o regularnych rysach twarzy i starannie zaczesanych na boki niezbyt długich włosach. Była ubrana w ciemną, granatową sukienkę, rozjaśnioną białym, wąskim kołnierzykiem z białymi tasiemkami, zawiązanymi pod szyją na kokardkę. Teraz uśmiechała się już częściej, niż na początku naszej krótkiej znajomości, widocznie rzeczywiście mi uwierzyła, że nie jestem żadnym szpiclem, tylko zwykłą dziewczyną, taką jak ona.
-Zapytałaś, Marysiu, o Jankę Lech z naprzeciwka, bo to jest twoja koleżanka? – zapytała pani Zielińska.
-Tak, dokładnie. Byłyśmy razem pięć lat temu na zlocie ZHP hufca włocławskiego nad Jeziorem Chodeckim. Dała mi swój adres, żebym ją odwiedziła, jak będę kiedyś we Włocławku. Ponieważ jestem i czasem mam trochę wolnego w tej swojej pracy, to postanowiłam tu przyjść. Tyle, że napisała mi adres Ceglana 1, a tutaj w tym domu jest dużo mieszkań i nie wiem, do którego wejść.
-Do żadnego. Do żadnego nie wchodź – zimno odpowiedziała matka. – Mów, Lesia, jak było.

Córka przytaknęła głową. Spojrzała na mnie, zajrzała mi głęboko w oczy i zaczęła opowieść.
-Zobaczyłam ją, gdy wyprowadzali ją z tego sąsiedniego domu, co mówisz, że ma tyle mieszkań. Byłam akurat w ogrodzie i wszystko widziałam. Trzymała ręce nad głową, jakby była zatrzymanym żołnierzem lub partyzantem. Trzech uzbrojonych żandarmów czy gestapowców trzymało ją i popychało lufami karabinów, wymierzonych w jej drobną postać. Jeden nawet ją kopnął, chociaż nic nie robiła, co by świadczyło, że się opiera. Widziałam, jak jej mama, też Maria tak jak ty, i jej tato patrzyli przez okno na piętrze, jak ich córka wychodzi. [*]
Chyba dzień lub dwa później brata Benedykta też sukinsyny aresztowali. Może się mylę, ale nie widziałam tego, tego aresztowania Benka. Nie wiem co, z ich młodszą siostrą Elę i drugą siostrą Madzia ...

Pani Zielińska otarła łzę zawieszoną na jej policzku i dodała, łamiącym się głosem:
- Madzię wywieźli na roboty, a Eli chyba jeszcze nie. Ja ich wszystkich znam, naszych sąsiadów Lechów i ich dzieci. One są i były zawsze takie grzeczne, uczynne i posłuszne …
-Janka jest i zawsze była taka bardzo ładna – ciągnęła Lesia. - Przyznam się, że czasem zazdrościłam jej urody. Wychowałyśmy się razem tu na tej naszej ulicy, chociaż ona jest o rok ode mnie starsza. Wtedy, ponad pół roku temu, w lutym, obejrzała się na drugą stronę ulicy i mnie zobaczyła w ogrodzie. Uśmiechnęła się dyskretnie i natychmiast odwróciła głowę, aby nawet przez moment nikt nie pomyślał, że mnie zna. Przeszła kilka kroków i po chwili wepchnęli ją do samochodu. Od tego dnia więcej jej nie widziałam. [**]
Pani Zielińska dodała:
- Doktor Ziółkowski z Inowrocławia podobno przekazał jakoś Lechom, że gestapowcy, wszyscy pijani, bili ich wszystkich aresztowanych w więzieniu w Inowrocławiu. A od Janki przyszła stamtąd kartka do rodziców, gdzie pisze o sobie tylko trochę, a reszta to pytania o to, jak tam u Lechów. Jak zawsze, martwi się bardziej o innych, niż o siebie.
- Jak prawdziwa polska harcerka – dodałam także ze wzruszeniem.



© prawa autorskie (tylko do opowiadania): Janusz Krzysztof Waszak


[Poniżej ośmielam się zacytować dwie zwrotki wiersza Janiny Lech p.t. „Więzienie”, napisanego w więzieniu w Zwickau]:

„Me życie młode tu dziś zamknięte
I marzeń roje w ciszy ujęte,
Ale myśl moja mury przebije
I pośród wolnych – wolnością żyje.

W moim cierpieniu i radość gości,
Wszak uwięzioną jestem z miłości
I cierpieć będę mężnie, wytrwale
Nadzieją karmiąc serce swe stale.”



Przypisy do głównej części tekstu:
[*] „Zatrzymani konspiratorzy KZPL/KSSL byli kierowani do więzienia włocławskiego na rogu ulic Tumskiej i Brzeskiej i aresztu policyjnego. Janinę Lech najpierw przetrzymywano na Komendzie Policji. Była po raz pierwszy okrutnie przesłuchiwana. Zarówno tam, jak i w siedzibie gestapo znajdującej się przy ulicy Kościuszki, bito ją i torturowano”.
Witold Stankowski, „Nie umrę śmiercią naturalną. Janina Lech, harcerka, poetka, ofiara hitlerowskiego bezprawia oraz jej rodzina”, str. 63. Wyd. Dobrzyńsko-Kujawskie Towarzystwo Kulturalne we Włocławku, Włocławek 2010 r.
[**] Po sfingowanym, okrutnym śledztwie i po sfingowanym procesie sądowym Janina Lech została skazana przez niemieckich zbrodniarzy na karę śmierci. Wyrok wykonano w dniu 24 listopada 1942 roku w więzieniu w Dreźnie. W dniu śmierci miała 23 lata.

Dodano: 2016-10-18 11:18:06
Ten wiersz przeczytano 1126 razy
Oddanych głosów: 7
Rodzaj Nieregularny Klimat Mroczny Tematyka Śmierć
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (9)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Beata
Bardzo dużo napisano powieści i opowiadań o losach
Polek i Polaków w czasie II wojny światowej. Mimo tego
wciąż jesteśmy w stanie zainteresować się nowymi
wątkami i opisami, odkrywając ciche bohaterstwo i
dramaty często zwykłych ludzi. Możemy ich podziwiać za
to, że potrafili zachować się odważnie, z godnością, z
wielką miłością dla Ojczyzny i własnych rodzin.
Bardzo dziękuję, Beato, za wizytę, czytanie oraz za
tak przychylne i miłe słowa komentarza.
Serdecznie pozdrawiam.

Beata1* Beata1*

Podziwiam wiedzę historyczną i umiejętność opisywania
tych zdarzeń. Świetnie napisane co już mnie nie dziwi
u Autora, budzi głębokie refleksje.
Pozdrawiam serdecznie.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Turkusowa Anna
A najpiękniejszy jest ten fragment, będący frazą z
wiersza poetki Janiny Lech:
"Ale myśl moja mury przebije
I pośród wolnych – wolnością żyje."

Dziękuję za odwiedziny, komentarz i serdecznie
pozdrawiam.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Amor
Bardzo dziękuję za wizytę, czytanie i słowa
komentarza.
Pozdrawiam serdecznie.

AMOR1988 AMOR1988

Bardzo wzruszające , historyczne i wprowadza w zadumę.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Anna
Ziu-ka
Myślę, że najbardziej przejmujący w tym wszystkim jest
ten wiersz, napisany w wiezieniu przez Janinę Lech.
Prosty i być może literacko słaby, ale o ogromnej sile
wyrazu. Bardzo dziękuję za czytanie, zainteresowanie i
komentowanie.
Pozdrawiam serdecznie.

Kropla47 Kropla47

Straszne, nie umiem komentować takiej prozy, chociaż
dobrze napisana.Pozdrawiam.

anna anna

przeczytałam z przejęciem- wszak to kawał naszej
historii i warto o niej pisać, by nie została
zapomniana.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »