Hikari
Kolorowe kimona zawieszone jak martwe ciała
w jednym rzędzie.
Miały mi dodać uroku, rozlewając herbatę,
chyląc się.
Nocami nie przeszkadzały ci moje czarne
pióra.
Przykrywałeś kwiatem wiśni, rozbawiony.
Świtem wstydziłeś się zasuwając noren.
W zielonych oczach dopatrywałeś się
uczucia, pomimo.
Wzgardą wykarmiłeś twarz.
Usztywniona i brzydka wykrzywiałam usta.
Podobałam się.
Jak na smyczy gięłam się z wiatrem twoich
myśli, poglądów.
Nie myśląc sama.
Furin drżał zawsze w twojej obecności.
„Dojrzewające ziarna ryżu pochylają zawsze
głowy” wkrzyczałeś we mnie.
Kokeshi sansui wgniotłeś mi w ręce.
"Na pamiątkę!" rzuciłeś odchodząc.
Później szeptałeś „Hikari, Hikari” gasząc
światło, wracając bezsilny.
Kochałeś mnie pustą i cichą.
Kochałeś mnie, pomimo.
I nie pamietam, czy kiedykolwiek chciałam
więcej.
Wystarczało, że oddycham.
Komentarze (6)
Bardzo interesujący i mroczny wiersz, pozdrawiam :)
Bardzo ciekawy, oryginalny wiersz, zmuszający do
zajrzenia do słownika. Ale mam wrażenie, że ilość
zestrojów akcentowych nie zawsze jest identyczna w
wersach.
Pozdrawiam serdecznie. :)
dziekuję ILL za czas.
Piękna,niecodzienna sceneria,charakterystyczna dla
Twoich wierszy ,a w tle ludzkie dramaty.Interesująco
piszesz o trudnych sprawach
Ciekawe:)
Ciekawy przekaz. Nigdy nie marzyło mi się bycie gejszą
i chyba nie trzeba jechać do Japonii, aby zobaczyć na
czym ono polega. Miłego dnia:)