Hipochondryk
Twarzą w twarz siedzą pacjent z lekarzem
Chory z niewesołym tejże wyrazem
Doktor po pacjencie wodzi oczami
„Co się z panem dzieje, gdzie choroba
rani?”
„Doktorze uczony, od czego zaczynać?
Nie da się tego moru zatrzymać
Tracę sens bytu, nie widzę ratunku
W życiu nie wiem, w którym iść kierunku
Praca mnie stresuje, przytłacza rodzina
Nie jem, nie śpię, nie chodzę do kina
Smutek we mnie, bezsens egzystencji
Schizofrenia, paranoja, początek
depresji?
Czy jest ratunek, czy coś pomoże?
Niech pan coś przepisze panie doktorze!”
Lekarz swe pióro bierze do ręki
Na kawałku papieru stawia literki
Podaje zwitek z zapisanym adresem
Pacjent pyta załamanym głosem
„Do specjalisty się mnie kieruje
Poważna sprawa, dobrze wnioskuję?”
„Najlepsi to fachowcy od pana schorzenia
Skuteczniejszej metody na świecie nie ma
Lecz to leczenie eksperymentalne
Prosto z ameryki, niekonwencjonalne”
Chory dziękuje, opuszcza przychodnię
Na kolejny dzień wraca i od progu
pogodnie:
„Cud się stał, cud niebywały
Polecone lekarki bóle przegnały
Nie sądziłem nawet, że tak szybko minie
Chwała doktorowi, chwała medycynie!”
Pod lekarskim wąsem uśmiech się pojawia
Medyk w szczerości sekret wyjawia
„Rad jestem wielce, że kuracja skuteczna
Lecz była to na bolączki recepta
odwieczna
Nie byłeś w klinice drogi przyjacielu
Pomogła ci wizyta w zwykłym burdelu”
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.