...i umywasz ręce...
...rp...
W dni składające się ze mnie, moich
pseudo - przyjaciół i maski radości na
mojej twarzy, czesem przysiadam, by
przyjrzeć się dokładniej swemu rozdartemu
wnętrzu a też po to,, by zaszyć szybko te
dziury, które już stają się widoczne, przez
które można by poznać, kim jestem, można by
odkryć mój ból...
Nocami, na które składają się tony
litrów i litry ton piekielnie suchych i
słonych łez wylanych przez poczerniałe od
smutku i pustki oczy, wstaję, by nie
rozmoczyć pierza w mojej poduszce, wstaję o
czwartej nad ranem i dokonuję ostatnich
poprawek, które pozwalają mi wyjść rankiem
na zewnątrz i pokazać oblicze ludziom.
Czasem nie starcza mi środków, by fałszywie
zatuszować moją duszę...
Radykalnie zmieniam życie...
Radykalnie zmieniam świat...
We dnie przysiadam już nie tak często,
a i w nocy nie wstaję o czwartej nad ranem.
Nikt jeszcze nie poznał, kim jestem...
Wszystko zaczyna się powoli układać, jak
zupełnie nie pasujące do siebie części
układanki, na siłę, z pozoru idealnie i
lekko, zwyczajnie.
A gdy wybija czwartą budzę się, a
przez drewniane drzazgi szklanych łez,
przez te drzazgi wbijane w serce widzę
jeszcze tamtych... jedni uśmiechają się
fałszywie... inni odwracają głowę...
jeszcze inni starając się myśleć o grzechu
pierworodnym umywają ręce... są też i tacy,
którzy mówią: "odejdź", choć kiedyś mnie
znali...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.