Iluzja
barwna ulicą nakreśloną przez jakiegoś
szalonego kartografa
idę stabilnie jak żółw a za mną echo
zagubionego dźwięku
okręcam głowę o trzysta sześćdziesiąt
stopni
by wymusić bezczelnym gestem zielone
światło
zerkam na serce bijące obok
zwęglony wąs z szyją długą niczym schody do
raju
po drugiej stronie stoi żyrafa w kapeluszu
w kształcie muchomora
uśmiecha się
spuszczam głowę przede mną i przed nimi
patrzę
i widzę
robak
leniwo mknie po pustych pasach
ciało w słońcu wyprężone
zielone światło
skwierczących odnóży lament przedziera się
obok mnie
patrzę
jestem robakiem wśród matowych ludzi
dachy samochody ulice na pajęczych
sieciach
próchnieją jak drzewa obdarte z kory
ale w tym tumanie kurzu rodzi się błękitna
łza
chwytasz moje ramię
i spada ostatni kolec
uśmiech
ale na taki pomysł trzeba najpierw wpaść
Kłaniam się uśmiechając(:
Komentarze (19)
Ciekawie nakreślone o sobie w humorze...
zatrzymuje...+
Pieknie i metaforycznie :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Zatrzymujący metaforą wiersz...
Pozdrawiam :)