Inedita ( proza )
Spod menisku Lewiatan wypłynął, zajął puste
miejsce na etażerce. Blask lamp w salonie
dodaje majestatu. Prostokątny sufit
napełniony czułością, chroni przed
upadkiem.
Na wysłużonych i wytartych panelach
podłogowych, jedynie w szczelinach może
schronić się chropowata cisza.
Na poręczy starego fotela, wypalona dziura
dość mała. Pewnie ktoś przysnął z zapalonym
cygarem.
W absurdalnych oknach wypłowiałe cętki na
podwiniętych zasłonach przybierają
spokojniejszą wersję, tylko do pewnego
czasu. Światło wdziera się z głębokiego
dworu, z pobliskiego lasu, bądź ogrodu.
Patrząc w szczególny sposób, można by
powiedzieć, że pokój nie istnieje. Nie ma
ludzi, są duchy, studio artystów.
W różnych pokojach na kondygnacjach
istnieje aura familiarności w uporządkowany
sposób. Są pokoje gościnne, stołowe i inne.
Miękkie fotele, przy stoliku z kopulastą
lampą nocną, rzucającą łagodny blask na
kieliszki wypełnione kolorowymi płynami.
Tworzą się różnorakie kombinacje.
Atmosfera intymności i przygody, żeby
swobodnie gawędzić z przyjacielem lub
kochanką.
Na piątym piętrze, piękna jak sen kobieta,
przyodziewa stylową koszulę nocną.
Słyszę rozzłoszczone dudnienie swojego
serca. Przesuwam się z mozołem w półsen.
Istnieją też piwnice, zupełnie zapomniane
przez lokatorów i przeze mnie. W powietrzu
unosi się cudowna chwila niebezpieczeństwa.
Monotonia wystroju klatki schodowej.
Gwiazdy nie oświetlają podestów i stopni.
Schody skręcają w jedną i drugą stronę,
tworzą rozgwiazdy.
Słabo oświetlone zielononiebieskie ściany,
przypominają zrujnowane świątynie i kolumny
jońskie, albo żurawie portowe.
Rysy na tynku mówią, jakby pękało podłoże,
by dać początek temu budynkowi.
Nie ma jeziorka z wysepką i fontanny.
Jest mroczne królestwo z węzłem cieplnym i
sektorami dla pracowników spółdzielni.
Oczywiście maleńkie piwnice lokatorskie.
Jadę teraz windą na sam dach. Stanąłem na
prowizorycznym podium dla mówcy.
Wystarczająco wysoko nad poziomem głów,
żeby być dobrze słyszanym i oddziaływać
znacząco na pozostałych.
Zgromadził się niewielki tłum przeciwników,
jak też zaangażowanych.
Rozproszyło się chwilowe zachmurzenie.
Cały teren dookoła budynku został puszczony
w ruch. Nauczyłem się w takich wypadkach, w
pełni poświęcać siebie.
W ciepłym powietrzu słychać odgłosy
kruszonego muru. Pył odwiewany w dal.
Osypisko kamieni i gruzu z wystającymi
butami, rzeczami damsko-męskimi. Wszędzie
zadymione powietrze.
Nie pasuje teraz perlista fraza. Zawieszam
targ z klientami sztuki. Gaśnie przyjemność
blasku sztucznego księżyca i mechanicznych
śpiewów słowika, wśród gałęzi drzew,
posadzonych w czynie społecznym.
Komentatorzy oceniają ogrom zniszczeń.
Szczegóły ukazują się w wieczornych faktach
po faktach.
Ludzie krążą wokół gruzowiska. Ktoś usiadł
na ocalałym fotelu, z przepaloną na poręczy
małą dziurką. Tu i ówdzie rozlegają się
nawet śmiechy. To efekt udawanego życia.
Przyjemnie jest pogawędzić w odmiennym
otoczeniu. Staje się mniej fałszywe.
Wygramoliłem się powoli, przesuwając stopy
ostrożnie, jakby mnie nie było. Ktoś taki
jak ja, nie przejmuje się trupami. Ludzie
szemrali. Ja studiowałem każdą barwę słowa
i z przerażeniem wyłuskiwałem tony
informacji z tego wszystkiego. Stałem tam
zagubiony, wsłuchując się w odgłosy. Moja
komórka zaćwierkała. Już pora.
Ocalał całkiem duży fragment ściany z
windą. Drzwi cały czas otwierają się i
zamykają.
Windziarzowi wciskam obola.
Komentarze (10)
Świetnie napisane. Od początku zastanawiałam się kim
jest osoba, która ogląda ten budynek jakby do
rozbiórki po pożarze. Najpierw myślałam, że jakiś
inżynier, później strażak, ktoś z innego wymiaru...
Nie wiem...
I ten tytuł- niepoliczalny? W jakim zakresie?
Tak czy inaczej, czyta się trochę mrocznie, ale bardzo
obrazowo...
Pozdrawiam :)
jutro poczytam, bo chcę i te wczesniejsze, a dziś
niestety juz usypiam. Dobranoc Stasiu:)
Ciekawie( z lekka mrocznie) od tytułu po finałowego
obola. Miłego wieczoru:)
Witaj.
Bardzo ciekawa i wciągająca proza.
Dla mnie jak opuszczony mały pałacyk, kiedyś tętniące
w nim życie. życie i po jego upadku, po upadku
Lewiatana?
Podoba się, bardzo przekaz.
Pozdrawiam serdecznie.:)
Grażynko, albo Bożenko ciągle mam problem.
Jeszcze raz dzięki wolnomyślicielko.
Oczywiście, że nie.
Pozdrawiam Grażyna :)
/kiedyś tzw./
Wolnyduchu nie zapomniałaś mnie?
Dzięki.
Bardzo dobra, obrazowa proza,
msz nasze życie może zniknąć w mgnieniu oka, może
przeistoczyć się w gruzy, nasze życie jest jak teatr
na sztucznej scenie, która może upaść w dół,a co do
złotego cielca to on rządzi nie tylko tu u teraz, obol
jest na później też potrzebny.
Masz niezwykły dar wyobraźni, Stasiu i potrafisz nią
malować bardzo sugestywne obrazy, pozdrawiam.
Bardzo ciekawy. Zakończenie - zaskakuje.
Kawałek dobrze opisanej fantastyki.
I robi wrażenie.