Inna, namiętna, t r a g i c z n...
Kochankowie inni...
Dwaj kochankowie...
Dwa uśpione światy...
Jedna zaslona kryjąca nagość oblicza
O powiedz, czy myśli nasze są skażone
zdradą?
Czy serca obłudą kaleczą tych,
co na nas patrzą?
Czy imię milości jest interpretacją?
Gdy stoisz nagi podparty ramieniem
Gdy maska zasłania gorzkie łzy oblicza
Gdy wino się leje skąpym swym
strumieniem
kochając sekundy do końca odliczam.
Zasłaniam kotarą dzikie swe spojrzenie
Żrenice wciąż rosną, gdy zew dotrze do
duszy
Namiętność i skaza tarczą na tej wojnie
Głaz kruszy kamienie, bijące spokojnie,
tak wolno, tak cicho... tak śmiertelnie
cicho.
Bijące dwa serca, niby lód gorący,
a gdy przyjdzie udręka,
pękają od chłodu
od braku wytchnienia..
od siły przyrody...
lecz zew ten jest zawsze wart mego
kochania...
zew ten rozbudza w sercu mdłe
skażenie...
zew ten jest grzechem, co wstaje wciąż
nocą,
zasypia gdy słońce otula nas cieniem.
Od zawsze błądziliśmy, my ludzie obłudni,
co noc przeciw światu, co dzień przezeń
chłostani
Oddzielnie i razem..
Niczym brat z podlym bratem..
Tyle, że pocałunki już nie będą zabawą,
lecz trwogą i hańbą, i grzechu kotarą
Nasz Eden to ziemia, piekło nas
pochłonie
Grzech pierworodny wręczyli nam w łonie.
Boże sądż nas i ratuj, i sądż nas i
ratuj.
Każ nas i zbaw nas, lub daj osądzić
światu
Ukamienować...
Powiesić na sznurze.
Utopić pod młynem, bo gorszyć nie celem
celem jest kochać, choć mijam marzenie,
by związek trwał wiecznie.
Musimy krzyczeć Amen? O Boże jedyny...
Zawołaj donośnie...
Przeszyj swoją mocą...
Wystarczy słowo, by stać się owocem,
dobrego smaku winem
Dobrą zwierzyną, wzięta pod ochronę,
nie zaś przynętą dla piekielnych sideł..
Zagubieni jesteśmy, zakochani w sobie.
Od początku do końca, od kołyski, w
grobie
na zawsze, być może po bezkresne wieki.
Czy jeszcze cofniemy wskazówki
zegara...?
Marami sekundy bez bycia ze sobą
Piętno nad czołem, gdy oddech jest wspólny
Zatruty piołunem czas się nie cofa...
Nienawiść i miłość... wzajemnie wziąż
szlocha
Otula się cierniem, by ból był ukojeniem
Wiecznym marzeniem, które ucieka wraz z
nowym powiewiem nowego skażenia...
O bywa, że ktoś musi być tragiczny...
Dwaj kochankowie, dwa uśpione światy...
Zasłaniam swe oczy i nic już nie widzę.
Zakrywam swe ciało, bo grzechu się
wstydzę...
Seks zabija...
Komentarze (1)
moj boze, co za slowa, wysmienicie dobrane i tresciwe