Insomnia
Stoję na krawędzi życia...
Pozbawiona sensu spoglądam w dół
I widzę tylko twarze ludzi,
Którym brak mnie nie zawadzi
W biegu codzienności...
Oczy zachodzą mgłą,
Nie widzę szklistego nieba...
Pławię się we łzach patrząc w dół
I czując w kośćcu chlusk ciepłej i lepkiej
krwi
Wypływającej wodospadem z serca
Roztrzaskanego o posadzkę świata...
Zatapiam się w jej słodkim smaku,
A wosk ze świecy mojej egzystencji
Kapie na podłogę obficie.
Nagle robię krok do tyłu mimo,
Że podmuch wiatru chciał postradać moje
'być'...
I nawet nie wiem dlaczego
Stoję na parapecie okna
Skoro przed pięcioma sekundy leżałam na
łóżku
Ryjąc uparcie pełne pustki słowa
w papieprze mojej wyobraźni
... dygocze sercem moja insomnia.
Komentarze (2)
Bardzo smutno... ale pięknie.
Oj...piękny...śliczne metafory...oddany
klimat...podoba mi się.