Intervallum
mam gitarę -
dostałem ją w spadku
po pewnym ludzkim upadku
zawisł zeszłego lata
pod moim sufitem -
czarny cień z pustym środkiem,
lekko skrzywioną głową,
opróżniałym korpusem,
zapadniętym w nim mostkiem
mam gitarę w spadku po samobójcy
w milczeniu wisi
pod moim sufitem
nie on - rzecz jasna,
lecz ona -
rzecz zakurzona
--
strasznie jest rozstrojona,
lecz to nic niezwykłego -
człowiek też się rozstraja
gdy jest sam przez tak długo
gdy daleko dłoń ciepła, która poprawia
nastrój
ciszy tak absolutnej, co wciąż krzyczy, że
nie masz
absolutnie nikogo, kto by zechciał
użyczyć
słuchu absolutnego, który wszystko
wysłyszy
kto zrozumie co nie gra
po przystawieniu ucha
potem bardzo ostrożnie dłonią lekką i
silną
precyzyjnie przestawi przerdzewiałe
stroiki
gdy daleko dłoń ciepła, która poprawia
nastrój
wobec tej głuchej ciszy, wobec tego
dystansu
trudno nie nabrać trochę dysonansu...
Komentarze (19)
Kurcze, czytam przez pryzmat muzyka, którego znałam,
który... Ale po nim komuś zostały ustne harmonijki.
Baardzo WIERSZ.
Kazał przystanąć.
Piszesz z wielkim talentem i wyobraźnią. To
zestawienie człowieka i gitary, przenikanie się ich
wspólnych elementów - świetne. W tak niezwykły sposób
opisałeś samotność, że jestem pełna podziwu.
Wrócę jutro, bo wiersz podoba mi się okrutnie, ale już
- jak dla mnie - późna pora, żeby napisac coś z
sensem:)
Dobranoc, Feliksie:)