Irysy
Otwierasz drzwi.
Znowu wstaje dzień.
Oddechem budzisz irysy
rzeką płynące
po krawędziach moich rąk.
Przelotny uścisk dłoni.
Gasną światła.
A nad nami
tęcza wyciąga ramiona
miodem pachnące.
W zaciśniętych pięściach
wszystko,co można
nazwać miłością.
Naskórek myśli.
Szyja niczym
zdradliwa kochanka
opada na nagie plecy.
Atramentowe ptaki
krzyczące w białej pościeli
już nie dziwią.
Wokół nas tylko pustka
bo to,co najpiękniejsze
zamknęliśmy w sobie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.