Ja, pogromczyni smutków...
Tej nocy wyszeptałeś: „Kiedy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca".
Rozszczęśliwiona.
Kocham pożogę słonecznych zachodów
i snów bezdenny atrament
- gwiazdotopiący.
Smakuję
błękity przebudzeń,
deszczową szarość warkoczy
i tę dzisiejszą muślino-mgielność
- perłopławną.
Zaklinam
księżyc wniebowzięty,
dwuustny, całująco-szepczący,
czworooczny, zewsząd-patrzący,
miękkouszny,
- wybrokatowany.
Wtulam się
w ucho księżyca,
wyliczanką na gwiazdach deklamuję
zaklęcia
- zechce-nie-zechce-kocha...
Wymykają się gwiazdy palcom,
fruwają w aksamitności,
tłuką skrzydłami niepewność
- tęsknotorodzącą.
I już wiem.
Pasjans życia odkrywa karty
samodopasowaniem-miodnozbilansowanym
Już umiem
oddychać myślami,
by zagościć w „nie odrobinę”
pocałunkami wspomnień pięknych słów,
muzyką,
by nut, dźwięków, nazbierać, wypełnić
kieszenie,
i od dzisiaj nucić, grać, śpiewać,
superatą natchnienia.
Dziś
mogłabym z tych słów wydziergać wiersz
i podarować go - komuś
- współutuleniem.
Szczęśliwy
wiersz, wyłącznie do osobistego użytku.
Bardzo.
Nie do uwierzenia.
To komu wiersz?
Komu?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.