Jack Daniels
Niepozorny.
Niektórzy twierdzą, że nieszkodliwy.
Po łzach palących policzki,
Nie czuć już przecież płynu co pali
I odbiera myśli,
Których czasem jest zbyt dużo.
Towarzysz, gdy jesteś sam
Pośród tłumu, za którym nie nadążasz.
On poczeka.
Przyjaciel mężczyzn,
Potrafi zmienić się w piękna kobietę.
Jego zapach niczym perfumy,
Bursztynowa cera
Kuszą, wołają….
Widzisz jak czasem puszcza ci oczko?
Nieśmiałe spojrzenie,
Skryty uśmiech,
Jeden ruch ręką
I znowu
Kolejny kompan przy wspólnym stoliku.
Tak niewinny, gdy wracasz do domu
Po podróży przez toasty i zbite
kieliszki
I zasypiasz
Nie czując nic,
Prócz pustki za tym co utopiłeś,
Gdzieś tam,
Na dnie niedopitej whisky.
Rano patrzysz na niego,
Uśmiechasz się i odchodzisz.
I tak kiedyś wrócisz.
Przy kolejnym dziecku,
Zdanym egzaminie,
Weselu.
A teraz idziesz naprzeciw temu co zgubiłeś
wczoraj.
Co odebrał ci Jack w przyjacielskim
geście.
A on znów stoi i czeka.
Na ofiarę.
Na przyjaciela.
Kimkolwiek chcesz być.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.