O jeden sen za daleko
noc. jak krąg podejrzeń,
zacieśnia się chimeryczna przestrzeń.
w odbitym świetle
rosną zmutowane obrazy.
ulewają się
od zachodu słońca
po góry.
kiedy są złe, przestają być smutne.
przechodzą z bezsenności w gehennę
i tajemne schowki.
uchylają śmiałe przejścia i oczy,
na wszystko w rozsypce.
gdzieś, w tym wszystkim,
upadam (zadanie dla kobiety)
i przyciąga mnie odmęt
wilczych ślepi.
wymyślony jest ten sen,
bo nagle -
odpadam od ściany, która
była więzieniem.
otwieram się
i wychodzę
na wierzch.
znów jestem
kimś
i mam drugą stronę.
wygrywam potyczki
i mozolne rozmowy
ze sobą.
w podtekście, chowam się za słowem.
nie potrafię oswoić
śnień.
wracają wyolbrzymione.
Komentarze (3)
wielka szkoda ze tak Bejowiczów
zajrzało do ciebie
zatrzymujesz na dluzej
nie tylko refleksja
Niech zaświeci słońce. Wiersz refleksyjny. Cieplutko
pozdrawiam
Znajome klimaty...krzyczą...nie ma słowa za którym
można się schować we śnie...
Bardzo dobry wiersz.