JEDNA Z FAZ
widze ludzi roześmianych
kryjących ból tlumiacych krzyk
to nic im nie da kiedys peknie klosz
rozsypie sie zycie na kawalki szkla
porania sie gleboko bol spali ich dusze
i kazdy z nich krzyknie...
jestem sam
i choc jeszcze nie umarlem
bo odwagi mi brak
i choc jeszcze nie umarlem
przyjdzie dzien w ktorym skoncze ze
soba...
widze sale szpitalna
noc ciemna glucha cisza wokolo
tam czlowiek na lozku chyba drzemie
maszyna podtrzymuje serce i zycie
sni lekko wedruje przez potok marzen
jestem sam
i choc jeszcze nie umarlem
bo odwagi mi brak
i choc jeszcze nie umarlem
przyjdzie dzien w ktorym skoncze ze
soba...
garstka ludzi zadumanych
lzy plyna serca mocniej bija
to nic im nie da za pozno na szloch
teraz wiem w szpitalu drzemalem ja
snilem o raju przerwalem koszmar
uwolnilem siebie teraz jestem na wlasnym
pogrzebie
lecz...
jestem sam
nie ma mnie miedzy wami
bo do zycia zabraklo odwagi
nie ma mnie, umarlem
lecz niedlugo sie spotkamy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.