JEDNOOSOBOWE AUDYTORIUM by uBi
Błędnym spojrzeniem rozglądam się wokół,
właśnie mam wygłosić najważniejsze w życiu
przemówienie,
ślina gardłem z trudem płynie, i słów
dziwnie brakuje
zbieram myśli, lecz to marnym finiszem
skutkuje,
Sala wielka, setki krzeseł, gdzieś tam
światło w oddali połyskuje
przecieram oczy, tak jakbym właśnie spał,
albo spać chciał
ale mówię sobie, - nie zawiodę Cię, powiem
to, co w głębi siebie mam
chodź bym stękać miał tu nocami, i z
wyczerpania dojrzeć życia progu,
stałbym na podeście dalej, i przemawiał
duszą, do mojego
jednoosobowe audytorium.
Próba mikrofonu, widzę jak nasłuchujesz.
Dźwięk cicho po sali się odbił,
zastanawiam się, jakie sceny sobie w Twej
główce teraz kreujesz
co myślisz, i jakie wzbudzam w Tobie
emocje, wyłącz się,
skup się na płynącym z głośników mym
słowie,
Zbieram oddech w sobie,
Zaczynam,
bo patrzę jak spada liść,
walczy, unosi się lekko na wietrze
lecz w końcu na glebie ląduje,
widzę jak on przemija, powoli się
rozkłada
pośród jesiennego deszczu
i ja wierzyć nie potrafię,
w Nas obydwoje,
bo w końcu przecież upadniemy,
i zginiemy, a ja nie chcę tu tragedii
przede wszystkim nie chce śmierci
Twojej!
bo słyszę, jak słowa jadem wypełnione
spustoszenie w duszy wielkie tworzą,
jak człowiek od wewnątrz umiera,
jak konając prosi o pomoc,
i nie chcę, byś kłamstwami mnie karmiła
bo nawet najmniejsze, a ja,
zaczynam wewnątrz siebie zdychać,
i boję się, że umrę przy Tobie,
bo chodzę ścieżkami przez innych
wydeptanymi,
i widzę, jak powstają, by sprawiać
radość,
a następnie z czasem stają się
wydeptane,
brzydkie i bezużyteczne, aż w końcu
ludzie przestają po nich chodzić,
więc boję się tego, że umrzemy
zapomniani
nie będziemy się nawzajem pielęgnować,
aż czas nas zabije, wstaniemy, i
pomyślimy
że czas to zmienić, i każde z Nas pójdzie
w
swoją stronę, i to zabić by mnie mogło,
i tego właśnie strasznie się boję
i oglądam życie w przyrodzie, i widzę
jak pszczółka z kwiatka, na kwiatek
sobie delikatnie nóżkami przytakuje
i boje się, że ja niedoskonały,
bo w końcu tyle we mnie widocznych wad,
zwiędnę w Twych oczach pewnego dnia,
i wzbijesz się powietrze, wysoko, i jeszcze
wyżej
nie zobaczę Cię, lecz na polanie będzie
unosić
się z poranną rosą plotka,
ze mnie zostawiłaś, i z innym szczyty nam
pisane zdobyłaś
i wiele wymieniać mój Skarbie,
długa i kręta to droga
po prostu boje się, że mógłbym stracić
Ciebie,
i najwspanialszy posmak miłości,
Kończę, i decyzję zostawiam Tobie,
bo ja w bojaźni skulony, padam tu na
kolana,
i wyję w niebogłosy, wyję do bram
piekielnych,
czy jestem godzien prosić o Ciebie?
Skończyłem,
Chodź zacząć się wszystko dopiero miało,
Stoisz nade mną, w dłoniach trzymasz moją
głowę,
zbliżasz swe usta do moich, całujesz,
by szeptem niespodziewanie wypowiedzieć;
chcesz poznać na pytanie Kochanie
odpowiedź?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.