Jesienią
jesienią w te same schody mrok się
zagłębia
po pracy męczy zmorą przebrzmiałą
drzwi ciaśniejsze zaczepiają klamką
do tego samego mieszkania przemykam
żarówkę wzrokiem duszę
przyćmiewa półmrokiem myśli
być może wkrótce pozytywne
wybiegam by zgubić jesień
brązowo-żółte liście jak klapy opadają na
oczy
zawsze jesienią wybiegam
myślą zaduszam się o zmarłych,
przenikłych
park przechadzam na przekór
opar mgły zachód słońca przecina
oddziela dzień od za ciemnej nocy
układa mi w dłoniach stos
zabłyśnie pierwsza gwiazda
zawikłana bezszelestnie w cienie zjaw
uciekam byle dalej, byle dalej
do nieprzystępnego tak jak ja domu
w chłodzie spędzam godziny do rana
nim zawisnę między kolejną nocą
otworzę oczy
Komentarze (2)
jeśli widzisz mozliwość poprawy to czekam na sugestie,
jest to mój wiersz najnowszy, wczorajszy :(
Widzę tu zarys bardzo dobrego wiersza, co prawda bym
go jeszcze trochę zmodyfikowała i jak dla mnie bomba.
ale i tak jestem pod wrażeniem.