Jesienna deprecha
Żulik, któremu w Dzień Matki pożyczyłem 5
zł
ze świadomością, że ich nie odzyskam,
spotkał mnie dziś, i oddał dług.
Na dowidzenia dodał:
"Pamiętaj. Ja zawszę oddaję."
Zajście to wzbudziło we mnie
wyrzuty sumienia. To znaczy
chciałem sumienie wyrzucić z siebie
i dalej iść bez niego. Z przykrością
stwierdziłem, że ów bagaż
jest do mnie przymocowany na stałe,
a na dodatek posiada
katolicki certyfikat, czyli jest ciężki,
często zbyteczny, i dożywotnio
ważny. Przy czym pamiętać należy,
że katolik żyje wiecznie, i nawet po
śmierci
sumienie nadal jest jego mieniem.
Jakby tego było mało
pożółkłe liście wprowadzają skutecznie
w nieznośną eschatologię.
Kiedy spadną, dodadzą wieczorom
funeralnego posmaku.
Na piwo też nie ma z kim wyjść,
bo wszyscy są już albo żonaci,
albo dzieciaci, albo pracują,
albo nie.
I nawet liryka się ciągle wymyka
uciekając w prozy pozę.
Kolorowe jadą wozem
Myśli, a każda się wierci:
Uciekajmy siostrzyczki
najdalej od niego.
On znowu ma doła,
i znów pragnie śmierci.
Komentarze (4)
Naprawdę, świetnie się czyta.
Z tym sumieniem nawet po śmierci, to rzeczywiście
przygnębiające.
wiersz jest szczery do bólu i prawdę o sobie głosi
lecz liryczność człowieka podnosi nie zawsze
skojarzenie że doły,a życie daje na przemian
Spojrzenie na siebie i ludzi ale bycie sobą całością
zawsze ważne, bo odważne Wiersz podoba mi się w
wypowiedzi + Pozdrowienia
Raz do śmiechu to znowu do łez aż mi się myśl wierci .
Fajna treść . Biorę piątaka i wychodzę obojętnie :)
dla mnie ten wiersz nie jest obojętny za nim stoi
człowiek szukajacy miłości i zrozumienia.człowiek
który ma dużo cinizmu w sobie a jednocześnie dużo
serce,którym chciałby się z kimś podzielić.sory piszę
to co czuję(może się mylę)
text mi się podoba jest szczery.powodzenia