Jesienna piosenka o klejeniu...
Uciekłaś z domu razem ze swym czarem.
Wyciekła mi słodycz przez palce - pustą
trzymam czarę.
Nic mi teraz nie pójdzie tak, jak
powinno.
Bo kto pójdzie ze mną po wino?
Każdemu dokumentnie jestem uległy,
od kiedy dokumenty potwierdzające
wymeldowanie na stole mym legły.
Zdzieliła mnie w łeb ta wiadomość bez
ogródek:
Samodzielnie będę musiał uprawiać nasz
wspólny ogródek.
Wianuszek obowiązków zaciska mi się wkoło
głowy,
a tu choroba wieńcowa i naderwany mięsień
dwugłowy.
A wciąż ktoś przychodzi, czegoś się
domaga...
Do łba mu nie przyjdzie, że ja
niedomagam.
Mam taką chorą i pokaleczoną duszę,
Że jeśli ty mnie nie uleczysz, to się
uduszę.
Rozklejam się. Brak mi wyrazu.
Więc kleję sobie wyraz do wyrazu.
Powtarzam coraz częściej "pal to licho" tej
jesieni...
Życie me teraz jak przemoczone palto liche
w sieni.
Znów leje. Z mgły przędą nić moją Parki.
Zbutwiałe aleje deptam i przewiane
parki.
Piesek szczeka przy kupie zwiędłych
liści.
A ja czekam. Czekam, aż cud się ziści.
Błagam, niech to się stanie, niech już się
dzieje!
Przy mnie stań i odziej mnie w nadzieję.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.