Jestem jak Cezar
Proezja
Wracam do domu. Miasto jeszcze śpi,
zanurzone w lekkim śnie i tylko ptaki
wplatają swoje dźwięki w nieruchome
powietrze.
Na ławce pod drzewem, śpi jakiś człowiek,
prawa dłoń zwisa bezwładnie i wygląda jak
rzeka, swobodnie spadająca w dół.
Zamykam oczy i widzę brukowane ulice,
lśniące w słońcu niczym lustra w domach
pięknych kobiet, układających starannie
włosy, by wyglądać jak modelki z kolorowych
stron gazet.
Jeszcze sen nocy letniej, lekki jak puch,
siedzi im na rzęsach, a twarz wypogadza się
od wspomnień, wczorajszych pocałunków.
Na rogu ulic, jest sklep z trzeszczącymi
schodami a w nim, stara ekspedientka,
której na nasz widok, wygładzają się
zmarszczki i znów staje się piękną
dziewczyną, dumą małego miasteczka,
układającą włosy przed lustrem.
Mijam ogród, całkiem zapuszczony, w którym
w naiwności dziecięcej, siedząc na czubku
najwyższego drzewa,
próbowałem rozmawiać z dziadkiem, który
nagle stał się niewidzialny, a ja nie
mogłem tego pojąć: był i nagle go nie
ma.
Nikt nigdy mi nie uwierzył, że można
policzyć anioły, stojące rzędem przed
szkołą, czekające cierpliwie na nas: dzieci
z wiatrem w głowie, którym szkoła nie
zdążyła jeszcze wpoić racjonalnego
myślenia.
Widzę moich przyjaciół z dzieciństwa,
którzy wyrośli z marzeń jak ze starych
spodni, zostania marynarzem, astronautą czy
też generałem, wielkiej armii ołowianych
żołnierzy.
Siedzą teraz w swoich domach, czuwając nad
snem dzieci i prostują im marzenia, jakby
sami nigdy nie marzyli.
Błąkam się i krążę byle dalej od życia.
Zdarłem już buty, widziałem niewidzialne,
lecz głosu dziadka wciąż nie słyszę.
Jestem jak Cezar: ludzie mnie słuchają,
lecz nikt mi nie wierzy.
Komentarze (1)
Udzielił mi się klimat wiersza - prozy - "proezji", w
który odebrałam jako słodko-gorzki, tak jak to bywa w
życiu.