Jeszcze daleko mi do krzyku
Jeszcze daleko mi do krzyku,
który poruszy skał lawinę.
Nie mogę znaleźć popleczników,
by zamienili krzyk w przyczynę.
Gardło ściśnięte dziwnym strachem,
nie może wydać z siebie jęku.
A miałem wydać krzyk z rozmachem,
bez strachu, oraz nawet lęku.
Patrzą się na mnie zadziwieni,
z ust nie wychodzi żadna fraza.
Tak przepadł mój gabinet cieni,
nawet go nie ma na obrazach.
Wszystko przez krzyku zaniechanie,
który poruszał kiedyś masy.
Ale jak mówię stare panie,
jaki dostojnik, takie czasy.
Niby to do mnie dam tych picie,
czy pitolenie, jak kto woli.
Bo ja po po prostu znam swe życie,
krzykiem nie mogę też swawolić.
A potem nagle zniszczyć górę,
jak sobie chcą matołków rzesze.
Wiem że stworzyłem ciszą bzdurę,
dlatego się tym bardziej cieszę...
Komentarze (5)
Jeśli potrafisz pozostań sobą.
Pozdrawiam.
Bardzo podoba mi się twój tyl pisania.
Bardzo wymowny wiersz... podoba mi się... opisuje
ukryte emocje. Pozdrawiam serdecznie
Wiersz mocny na czasie... cisza przed
burzą.Pozdrawiam.
Cichy krzyk, to też krzyk...:)) pozdrawiam :)