Jeszcze nie przyszli (fragm. prozy)
mój jedyny pamiętnik
I. Tromtadracja
Cicho! A raczej - milcz, zachowaj powagę.
Oto masz przed sobą tekst nie mniej
natchniony, niż niejeden bibliusz
koranistyczny, czy inny grymuar wedyjski.
Na dobrą sprawę - to scenariusz, scenopis w
jednym. To notatnik reżysera, któremu nie
udałaby się nawet reklamówka płatków
śniadaniowych - obsadzony w głównej roli
dzieciak zakrztusiłby się promowanym
produktem i zamiast go wychwalać - zszedł z
tego łez padołu na oczach zdruzgotanej
ekipy filmowców. Albo zabiłaby go spadająca
lampa.
Ten reżyser, prócz braku umiejętności, ma w
dodatku gigantycznego pecha, jest dotknięty
klątwą nieudolizmu.
Kto przeklął owego partacza, łamagę -
historia raczy milczeć. Wymowna cisza
rozbrzmiewa nad kartkami tego tekstu. I
niech tak pozostanie, nie waż się burzyć
spokoju śmiertelnie żałosnego spisu ułud,
złych snów, przedhistorycznych bajek.
Milczeć nad tą trumną, bo jeszcze coś z
niej wylezie, nie da się pochować i - wbrew
logice - zostanie tu, z nami - na zawsze.
A, jak wiecie, wszyscy, którym udało się
wrócić z wieczności, zgodnie twierdzą, że
to miejsce nudne jak kaplica
przedpogrzebowa, statyczne, niczym gipsowy
odlew posągu przedstawiającego kukłę.
Niech żyje słodka, biała cisza, muzyka
napisana do scenariusza, który macie
właśnie w rękach.
Komedia transgresywna: jak nietrudno się
domyślić, nie powstanie nigdy. Tworzona w
zasadzie poza kinematografią, chałupnicza
sklejanka nieprzystających do siebie form,
będzie istnieć jedynie w zamyśle.
Bo i któż widział taśmę filmową z
dolepionymi garnkami, serwisem obiadowym,
myszką od komputera, czy wyrwanym z powodu
zaawansowanej próchnicy zębem mądrości?
Na kartach pamięci, gdzie próbowano zapisać
wspomnianą szmirę, a raczej próby jej
klecenia, nieoczekiwanie wyrastały huby,
boczniaki, sromotniki. I cały materiał
trafiał oczywisty szlag, nie udawało się
zarejestrować ani jednej sceny.
Pokontemplujmy więc w skupieniu, nie
otwierając z szacunku jap, to, czemu
przyroda, los, Wszechświat i bogowie (na
szczęście!) nie pozwolili zaistnieć,
chroniąc tym samym mutanta, niezdolną do
samodzielnej egzystencji hybrydę przed
kompletnym blamażem, jakim byłoby samo
zaistnienie, choćby na chwileczkę,
pokazanie się światu. Nie wychodź na
światło dzienne, siedmiooki psie z doszytym
do grzbietu telewizorem LG, zostań tam,
gdzie cię nie ma, żałosna pokrako.
Właśnie trwa pogrzeb hipotetycznego dziecka
- ofiary płatków. Nie słychać jeszcze bicia
dzwonów,, żałobnego lamentu płaczek (za
małą stawkę im proponowano i żadna nie
przyszła, w końcu jaki wariat będzie
ślozował półtorej godziny za marne
szesnaście złotych plus VAT? Nawet
najzaprawieńsi w bojach z procentami
trunkowcy spod sklepu zgodnie odmówili,
choć żaden groszem nie śmierdział).
Zatrzymano zegarki, nawet w telegazecie nie
da się zobaczyć, która godzina.
Trwajmy przez chwilę w skupieniu - odeszło
i rodzi się Niepowstałe. Wiwat. Bez słó.
Umarł król, nie żyje król.
Pałac w niedługim czasie zostanie zmieniony
w ZOO połączone z biblioteką.
Komentarze (4)
Fajnie się czyta i podoba się:)pozdrawiam cieplutko:)
przypomniałeś mi ''Nic śmiesznego'' film Koterskiego.
Fajnie o czymś co się nie stało.
Z wieczności jeszcze nikt nie wrócił, bo nikt tam nie
był :)
Nudna wieczność z brzdękającymi na harfach aniołkami
to jest w filmach dla naiwniaków :)
Ciekawa jak zawsze proza :)
Pozdrawiam :)
Bardzo ciekawa, nieco mroczna opowieść, masz pomysły i
to jest super, pozdrawiam :)