Jeszcze raz
Nie pozwolili marzyć, ani śnić
zabronili ranić,
ukradli wszystkie dobre dni
Uciekam, lecz nie mogę biec
stoję w miejscu, a przy mnie on
ten co zabiera uśmiech z moich ust,
ten co mnie rani atakując w brzuch.
Cios za ciosem trafia mnie
serce zabrane zostało
w ostatnim śnie
Podnoszę się ostatniem sił
słaba i zmęczona
do walki nastawiona
Kolejne trafne uderzenie..
Przed oczami miga czyjaś twarz
czyjaś dłoń i nagle z otchłanie wychodzi
on,
a później pusto, nie ma nic
ogień ledwo się tli
Kim jest owy ten co nie pozwala mi na
uśmiech, ani choć lekkie mrugnięcie..
Któż to kopie mnie kiedy jeszcze leżę?
Tracę świadomość i pnę się do góry
po liliowej drabinie
Wokół zielono, błękitna mgięłka cichutko
płynie,
leśny dywan spokojnie szepta, roślinność
lekko wzdycha
konar z oddali jęknie cicho i wszystko
zamiera
Natura tak spokojna i piękna
koi moje serce, zaszywa rany
kiedy to znów pęknie
i spadam w dół
a tam wracają złe mary
przepowiadając mi śmierć
choć do życia
poraz kolejny szykuję się
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.