Johny Walker...
przypadkiem poznałem go w jakiejś
knajpie
po dłuższym czasie spędzonym na łajbie
ciepłym się wydał i taki łagodny
wprowadzał człowieka w nastój pogodny
sprowadzić mógł wenę bywał natchnieniem
potrafił także łagodzić cierpienie
wraz z nim świat cały wyglądał inaczej
zapomnieć o kłopotach było łatwiej
pierwsze spotkania były sporadyczne
później odwiedzał mnie w domu cyklicznie
lecz jak to się stało dziś jest zagadką
uwił sobie u mnie cieplutkie gniazdko
i z towarzysza zmienił się w natręta
szlajał się za mną po myślach pałętał
umysł i wolę krępował powoli
na samo wspomnienie wątroba mnie boli
pies z nim tańcował precz z takim kolegą
wziąwszy butelkę wylałem do zlewu
nagle gdzieś w głowie rodzi się pytanie
co będziesz pił głupku – może atrament?
Argo.
Komentarze (4)
Ciekawe spostrzeżenia. Atrament odradzam proponuje
wodę. Pewnie nie ma takich wszechstronnych zastosowań
ale brak w niej natręctwa no chyba że w trakcie
wycieczki po pustyni. Pozdrawiam:))
Ciekawie o nałogu i próbie walki z nim. Łatwo nie
będzie. Miłego wieczoru:)
Nałóg to zguba dla zdrowia i rozsądku...Lepiej się go
pozbyć...
Pozdrawiam :)
Się zadomowił. Trza gonić.