Justyna
Poznałem kiedyś panią Justynę,
Och! jakie piękne ma pani imię
Rzekłem by zdobyć jej zaufanie
Jak się ma stać coś, to niech się
stanie.
Szalony byłem, mogłem się spotkać
Z ostrym pazurkiem pięknego kotka.
Lecz gdy jej oczy lśniły uśmiechem,
To pomyślałem, wszystko jest „w
dechę”.
Pozostał tylko jej czarny piesek
Więc zapytałem, jak ten pies zwie się?
Uroczym głosem szepnęła, Black
Lecz mam z nim kłopot, on lubi stek.
Z wprawą sprintera wpadłem do sklepu,
Mięsny był obok, w nim pełno steków.
Więc mu kupiłem cud wołowinę,
Odtąd mam Blacka, stek i Justynę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.