z kamerą na planie apokalipsy
z kamerą na planie apokalipsy
miłość skacze z okna
na dole tłum gapiów
pytania i zakłady
mleczny blask kamer, obiektywów
filiżanki z kawą
podjeżdża negocjator
a za wieżowcem zamieszki
strzela uśmiechem ironia
altruizm z zakładnikiem wygraża nożem
tęsknota i drwina zawiązują spółkę
z ludzkimi umysłami w ręce
ukradzionymi
chyłkiem uciekają z miejsca przestępstwa
za rogiem pozory dilują spokojem
ktoś przehandlował uczucia za paczkę
papierosów
ludzie domagają się obalenia świata
świat żąda zniesienia ludzi
wiara na kartonowym pudle wygłasza swoje
racje
pijana wolność szuka zaczepki
hałas i krzyk
dźwięk syren alarmowych
ogień otępiałego nonkonformizmu
ale wkracza egoizm
przybywają posiłkowe oddziały korupcji
wypuszczają gaz zysku
oślepieni sprzedajni rebelianci
głęboki wdech
z ulgą
cisza, bezruch, spokój
gorączkowe rozejście ze standardowymi
uprzejmymi uśmiechami
wymijające odpowiedzi i nieprzyznawające
się twarze
zniknęły kartonowe pudła, pozamiatano
resztki zapału
umyto zbroczone wyobraźnią okna
nie ma śladu po dyskusji
przed wieżowcem wciąż ten sam epizod
te same rekwizyty
tłum, blask, negocjator
uspokajający gest kieruje do samobójcy
coraz niecierpliwsze wypowiada słowa
przecież czeka na niego tyle podobnych
przypadków
to nudne i niekorzystne
tymczasem wszystko ustało
wiatr boi się sprowokować podmuchem lekkie
kroki miłości
ani jeden drżący atom tlenu nie chce wpaść
do jej płuc
każdy jeden zlękniony decybel woli pozostać
za rozprzestrzenioną ścianą ciszy
miłość stawia ostatni krok po nicości
z głuchem pogłosem jej niewyraźne kontury
spotykają się ze strachem
wstaje, otrzepuje się z kurzu
niechętnemu jej tłumowi posyła grzeczny
uśmiech
macha ręką
skok z parteru był próbą dla ludzi
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.